środa, 27 sierpnia 2014

Chapter 20 part 2

Carmen POV.

-Carmen wstawaj!- usłyszałam dobrze znajomy męski głos.
-Daj mi spokój.- warknęłam w jego stronę nie otwierając oczu.
-No dalej wstawaj. Szkoda dnia.- naciągnęłam kołdrę wyżej. Po chwili poczułam mocne pociągnięcie i jak spada na podłogę. Postanowiłam otworzyć oczy co zdecydowanie było złym pomysłem. Słońce ostro świeciło w moje okno. Znowu zapomniałam je zasłonić, albo ten wredny osobnik je odsłonił. Obstawiam tą drugą opcje.
-Która godzina?- spytałam spoglądając na uśmiechniętego bruneta.
-Dwunasta...
-Co?!- szybko wstałam z łóżka i zabierając pierwsze lepsze ubranie wbiegłam do łazienki. Szybki prysznic, związanie włosów w koka.
-Wow! Bijesz rekordy?- spytał David, kiedy wyszłam z pomieszczenia obok.
-Zamknij się!- syknęłam się w jego stronę. Przyjrzałam mu się. Na rękach było widać blizny po spotkaniu S.E., którym on może być. Na twarzy zauważyłam znikającą śliwę na oku.- Co ci się stało?- spytałam podchodząc do niego i oglądając więcej oznak bójki.
-Potknąłem się i wpadłem na szafk..
-Nie ściemniaj. Chce prawdy.- westchnął zrezygnowany.
-Wracałem do domu i natknąłem się na jakiegoś pijaka na haju. Chciał coś ode mnie, nie zgodziłem się. Dostałem w oko, a on w brzuch i na tym się rozstaliśmy.- nie uwierzyłam mu, ale nie chciał powiedzieć, więc dałam mu spokój. Wiem, że muszę znaleźć Olivie, a mam tylko dwa dni. Jednak tak dawno nie miałam normalnej chwili, że chciałam by ta trwała wiecznie.
-Muszę już iść, jestem już spóźniona.- powiedziałam po chwili ciszy. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
-Myślałem, że jednak znajdziesz trochę czasu dla przyjaciela, z którym tak dawno nie spędzałaś czasu.- powiedział ze smutkiem w głosie. Miałam wyrzuty sumienia, bo odkąd to się zaczęła oddaliliśmy się od siebie. Chciałam zostać, ale też nie potrafiłam tu siedzieć bezczynnie.
-Za dwa dni to się skończy, a wtedy będziesz mnie miał dość. Muszę iść, przepraszam.- pocałowałam go w policzek na pożegnanie i wyszłam z pokoju. Kątem oka widziałam jak chłopak się uśmiecha i wstaję. Szybko wsiadłam do samochodu i pojechałam pod biuro FBI. Wyjęłam telefon i sprawdziłam go. Miałam jednego SMS-a. Otworzyłam go.

Oj, czasami zastanawiam czy na prawdę jesteś taka głupia i nie wiesz kim jestem, czy po prostu udajesz. 2 dni, a potem twoja kochana przyjaciółeczka i ty lądujecie w zaświatach.
Powodzenia, Skarbie!
S.E.

Sprawdziłam godzinę, o której przyszła ta wiadomość. 12:15. Jakieś 10 minut temu, czyli wtedy gdy rozmawiałam z Davidem. Równie dobrze mogłabym powiedzieć, że to nie on. Bo jak wysłał by wiadomość nie wyciągając telefonu, chyba że to kolejny pomocnik, których mam dość. Weszłam do budynku krokiem pełnym energii do pracy. W pomieszczeniu, do którego weszłam był ojciec i Greg. Oboje pili kawę oglądając jakieś papiery.
-Hej! Jakieś postępy?- spytałam głosem pełnym optymizmu.
-Żadnych, a u ciebie?- mój ojciec spojrzał na mnie bez odwzajemniania mojej energii.
-Nie mam nic.- posłałam im uśmiech.
-Co ty w takim dobrym humorze?- spytał Greg.
-Jakbyś się przespał całą noc pierwszy raz od tak długiego czasu to też byś był w humorze.- powiedziałam bawiąc się jakąś kartką.
-Wiesz, gdzie może ją trzymać?- spytał mnie mój ojciec.
-Można by sprawdzić domek w lesie, ale to już oklepane, więc raczej nie będzie ich tam. Macie mapę okolicy?- spytałam, a po chwili oglądałam teren wokół miasta. Po drugiej stronie byl następny las. Możliwe, że tam by coś było, dalej raczej by jej nie wywiózł. Bo po co? Musi być blisko miasta, żeby mnie obserwować, a przy okazji znaleźć jakieś miejsce, gdzie jest mało osób. Moje rozmyślanie przerwał jakiś facet, który wszedł do pokoju.
-Martin Moore zniknął.- powiedział oficjalnym tonem.
-Jak to zniknął?- spytał Gregory- Mieliście go pilnować!- na twarzy mężczyzny widać było złość, zdenerwowanie i nie dowierzanie.
-Pilnowaliśmy, ale kiedy wyszedł z domu i przeszedł kilka przecznic zniknął, dosłownie jakby wyparował.- spojrzałam na faceta. Nikt od tak nie wyparuje, więc co on wymyśla.
-Czy w FBI naprawdę pracują tacy idioci?- spytałam Grega i mojego ojca, który posłał mi karcące spojrzenie. Nie przejęłam się tym.- Czy tak trudno obserwować jedną osobę?- spytałam agenta, który dalej patrzył na mnie jak na wariatkę. Wyglądał jakby zastanawiał się co ja tu robię. Mam wrażenie, że otaczają mnie sami debile, idioci i seryjni mordercy. Wstałam chwytając kluczyki do auta i pierwszą lepszą broń leżącą na jednym z biurek. Gregory i mój ojciec są zajęci omawianiem mapy z tym agentem i nie zauważają moich czynność, więc to wykorzystuję. Cicho wychodzę z pokoju i biegnę po schodach by jak najszybciej znaleźć się w samochodzie.

Olivia POV.

Nienawidzę go. Dupek. Pewnie wszyscy na moim miejscu robiliby w gacie ze strachu. Ja mam to gdzieś. Zwisa mi to. I tak żadna mi różnica, na którym świecie będę. On jednak tego nie wie i wyśmiewa moją udawaną pewność siebie jak to nazywa. Spojrzałam na drzwi naprzeciwko w momencie, gdy zostały otwarte. Chłopak z maską na twarzy wszedł do tej dziury, w której mnie trzyma.
-Wow! Jesteś taki szalony i przypomniałeś sobie o mnie!- uśmiechnęłam się złośliwie.
-Zamknij się.- syknął w moją stronę.
-Bo co mi zrobisz? Pobijesz? Czy może przejdziemy to tej bardziej satysfakcjonującej części- zabijesz mnie?- czekałam na jego reakcje, ale on zaczął się śmiać. Byłam lekko zmieszana.
-Mam co do ciebie inne plany, ale na razie jestem mi potrzebna.- puścił mi oczko. Fuuuj! On myśli, że mnie poderwie? Jemu chyba całkiem padło na główkę.
-Dobrze się czujesz? Bo mam wrażenie, że ci się pogorszyło.- znów ten jego wnerwiający ludzi śmiech. Miałam ochotę wstać i przyłożyć mu z prawego sierpowego. Niestety to było niemożliwe, gdyż przywiązał mnie do krzesła.
-Ostatnio jakby zaczęłaś mieć poczucie humoru.- wiedziałam, że on specjalnie mnie wkurza, żeby mógł się pośmiać.
-Już chyba wolałam, gdy o mnie nie pamiętałeś.- uśmiechnęłam się sztucznie, wyszło to raczej jak grymas.
-Niedługo nasza przyjaciółeczka nas odwiedzi, jest już bliska. Szykuj się na wielki finał, babe.- puścił mi oczko i wyszedł, a ja miałam ochotę zwymiotować tylko nie miałam co. Fuuj, mam dreszcze jak go widzę. Obrzydliwy typ. Coś nie dawało mi spokoju. On próbował zmienić głos, ale było w nim coś znajomego. Tylko nie pamiętałam co.
 
Gregory POV.

-GDZIE ONA JEST?- darł się Craven szukając swojej córki.
-Hej, spokojnie...- nie zdążyłem dokończyć.
-Jak mam być spokojny? Ona znowu coś głupiego wymyśliła! Zabrała moją broń! Jedzie go szukać na własną rękę!- powiedział na jednym tchu mój partner.
-Szukała czegoś na mapie, może coś tam znalazła?- spytałem patrząc na technika.
-Nic nie zaznaczyła, nic nie szukała w internecie. Telefon wyłączony.- powiedział oficjalnym tonem technik.
-Szukajcie jej.- mruknął Craven i gdzieś wyszedł. Poszedłem za nim.
-Zaczekaj!- dogoniłem go.- Gdzie idziesz?
-Sprawdzić jedno miejsce...
-Jadę z tobą.- powiedziałem i wyszedłem z nim z biura.


***
Witajcie z powrotem!
Wiem nawaliłam w te wakacje, ale starałam się o jak najlepszy rozdział, ale dym dym dym- nie wyszło :(
Im bliżej końca tym trudniej mi się piszę. Niestety jeszcze jeden rozdział, epilog i będziemy się żegnać z 'My universe will never be the same'. Płaczę z tego powodu.
Dzieki za 2 komentarze.
Do nexta :*
Edzia.

3 komentarze:

  1. Ach! Szaleńcu! Tylko dwa rozdziały zostały? Buuu... :( Przywiązałam się do tego opowiadania. Co do rozdziału: Olivia go zna, tylko nie wie kto to, więc obstawiam Martina. Ale znając moje szczęście to nie on :) czekam na nexta :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń