niedziela, 14 września 2014

Chapter 21

Carmen POV.

Ledwo wsiadłam do samochodu to ktoś do mnie zadzwonił. Szybko odebrałam nie patrząc kto to.
-Halo?- zadałam podstawowe pytanie.
-Hej Skarbie. Chciałem zobaczyć co u ciebie.- usłyszałam komputerowy głos.
-A wiesz, że świetnie, nie musiałeś dzwonić.- powiedziałam przesłodzonym tonem.
-Dzwonie w innym celu. Zmieniam zasady. Masz godzinę na uratowanie swojej przyjaciółeczki, albo pójdziesz na jej pogrzeb. Czekaj jednak nie pójdziesz, bo będziesz miała tylko 15 minut by uciec zanim cię dopadnę. Miłego szukania Skarbie.- po tych słowach się rozłączył. Wyłączyłam telefon i rzuciłam go gdzieś na tylne siedzenie i odpaliłam samochód.
Spojrzałam na godzinę, żeby wiedzieć, do której mam czas. Do 14:30. A potem tylko 15 minut jeśli coś nie wyjdzie. STOP. Wszystko pójdzie dobrze, muszę myśleć pozytywnie. Po około 10 minutach jechania bardzo nie przepisowo byłam pod lasem. Nigdy tu nie byłam. To miejsce miało raczej mroczną aurę i gdybym nie musiała to bym tam nie szłam. Drzewa dawały mocny cień, że w śród nich wydawało się, że jest noc. Wzięłam latarkę, upewniłam się, że mam broń i czy zegarek ma dobrą godzinę. Czyli idziemy szukać Olivii. Teraz, albo nigdy. W końcu można to zakończyć. Gdzie tu można kogoś ukryć. Szłam wydeptaną ścieżką. Gdzieś w głębi lasu słychać było ptaki. Wokół były tylko drzewa, aż do miejsca gdzie były dwie drogi. Jedna wyglądała jak ta, którą przyszłam, a druga jakby ktoś ją nie dawno wydeptał. Wybrałam drugą. Miałam wrażenie, że tu jest jeszcze ciemniej i mroczniej, ale nie zapaliłam latarki. To tylko zdradzi, gdzie jestem i pozwoli S.E. mnie zaskoczyć. Starałam się iść cicho, ale od czasu do czasu jakaś gałązka pękała pod moim ciężarem. Spojrzałam na zegarek zostało mi tylko pół godziny. Pół godziny! A ja nie wiedziałam, gdzie jej szukać. Nagle usłyszałam coś jakby nucenie. Zatrzymałam się zastanawiając czy mi się nie przesłyszało, ale nie. Ktoś nucił dobrze znaną mi piosenkę. Po chwili doszły do tego słowa, a ja słyszałam jak Olivia śpiewa "Titanium"- Sii & Davida Guetty. Próbowałam zlokalizować skąd to dochodzi, ale w tym lesie wszystko mocniej się niosło. Szłam przed siebie i coraz wyraźniej słychać było słowa. Doszłam do polany, na której była jakaś rudera. Podejrzewam, że kiedyś miał tam coś leśniczy, ale teraz wygląda tak jak wygląda. Obejrzałam się dookoła czy nikogo nie widać, a po chwili cicho szłam w stronę drewnianego budynku. Kiedy już stałam pod drzwiami nacisnęłam klamkę. Drzwi ustąpiły, ale wydały potworny dźwięk. W środku było ciemno. Ha ha czego ja się spodziewałam. Wyjęłam latarkę i ujrzałam niewielki pokój, dalej szedł korytarz, w którym były widoczne drzwi. Podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę. Zamknięte. Zostawiłam na chwilę te drzwi idąc dalej, żeby sprawdzić czy coś tam jest. Na końcu korytarza były schody na dół. Poświeciłam tam. Na dole były drzwi. Zaczęłam schodzić po skrzypiących schodach. Spróbowałam otworzyć, ale drzwi nie ustąpiły. Czego ja się spodziewałam? Że zostawi ją w otwartym domu i pokoju. Głupia jestem!
-Czyżbyś kluczy zapomniał? Nie sądziłam, że tak szybko wrócisz mnie zabić! Z tego co słyszałam to miała być godzina oszuście!- usłyszałam głos Olivii, przez co odetchnęłam z ulgą. Nie miałam nic czym mogłabym otworzyć zamek, więc zostaje tylko wyważenie tych drzwi. To chyba nie będzie takie trudne... gorzej jeśli otwierają się na zewnątrz. Cofnęłam się ten jeden krok na ile pozwalały mi schody i całym swoim ciężarem naparłam na drzwi. Po chwili leżałam na ziemi, a przede mną Liv wydała zdziwiony okrzyk.
-Dzięki Bogu, udało mi się.- mruknęłam wstając.- Nic ci nie jest? Czy muszę dzwonić po karetkę?
-Nic mi nie jest.- powiedziała brunetka. Na jej twarzy widziałam niedowierzanie.- Masz coś czym przetniesz ten sznur?- spytała lekko podnosząc nogi i ręce.
-Szlag! Nie mam.- jaka ja jestem głupia!- A tu niczego nie ma?- spytałam z nadzieją.
-A skąd mam wiedzieć?!- oburzyłam się Olivia.
-Musimy się pospieszyć.- mruknęłam pod nosem szukając czegoś czym da się przeciąć sznur.- A tak w ogóle to wyglądasz okropnie. Luke miał racje, że schudłaś.
-Serio? ON w każdym momencie może tu przyjść, a ty mi tu, że schudłam!- dziewczyna podniosła głos.
-Jak się będziesz drzeć to na pewno tu przyjdzie.- syknęłam w jej stronę.- Mam!- znalazłam małe lusterko w jednej z szuflad. Rzuciłam nim o ziemie, a już po chwili było tam pełno szkła.
-Tak, teraz na pewno nas nie usłyszał.- powiedziała ironicznie Liv.
-Siedź cicho i módl się, żeby było wystarczająco ostre.- wzięłam większy kawałek szkła i zaczęłam jeździć nim po sznurze. Niestety ta czynność została mi przerwana przez skrzypienie schodów. Nie zdążyłam jednak nic zrobić, ponieważ poczułam silne ból z tył czaszki, a potem film się urwał....

__________

Nie wiem ile czasu minęło, ale kiedy się obudziłam byłam związana, a konkretniej nogi i ręce za placami. Kiedy próbowałam zmienić pozycję ból głowy nie pozwolił mi tego wykonać. Rozejrzałam się dookoła. Byłam gdzieś indziej. Tu było małe okno i pomieszczenie było większe. Odwróciłam się w stronę drzwi, kiedy usłyszałam jak ktoś wsuwa klucz do drzwi. Po chwili stałam twarzą w twarz z chłopakiem w masce, przepraszam on stał, ja siedziałam.
-A jednak jesteś głupia.- zachichotał pod nosem.- Głupia i nierozsądna. Spodziewałem się większego przeciwnika, ale ty? Nawet nie powiedziałaś, gdzie jedziesz, choć w jednym mi pomogłaś. Wyłączyłaś telefon przez co cie nie namierzą.- zrobił przerwę w swoim nudnym monologu i zlustrował mnie wzrokiem.- Jak miło, że to koniec.- podszedł do krzesła naprzeciwko mnie i usiadł tam.
-Skoro to koniec to czemu jesteś w masce. I tak wiem kim jesteś.- powiedziałam pewnym głosem, ale tak naprawdę w środku się trzęsłam ze strachu. On był mordercą i to seryjnym. Nie odważył się nawet zabić własnej przyjaciółki.
-Lubię być anonimowy, a ty dalej nie jesteś pewna kim jestem.- miał trochę racji. Czemu on musi być taki mądry?
-Aha, a związałeś i przeniosłeś mnie, bo ci się nudziło, tak?- uśmiechnęłam się sztucznie. Prychnął.
-Nie nudziło mi się, tylko po prostu mam takie hobby.- powiedział znudzonym tonem.
-A czy do twojego hobby można też zaliczyć zabijanie i znęcanie się nad ludźmi?- spytałam ironicznie.
-Punkt dla ciebie, zgadłaś. A najbardziej lubię, gdy ta osoba rzuca śmiesznymi, według niej, tekstami.- powiedział z bardzo słyszalną złością. Czyli ma mnie już dość. To dobrze.
-A kto powiedział, że chce być śmieszna?- nie wiem do czego doprowadzi to, że on straci cierpliwość. Mam nadzieje, że w końcu mi się uda coś tym zdziałać.
-Wiesz, myślałem jak cie zabić i dalej jestem nie zdecydowany, czy to mają być długie tortury, czy raczej szybki strzał w głowę, bo mam cie dość?- to mówiąc podszedł do szafy, z której wyciągnął jakieś noże i położył je na komodzie obok krzesła, na którym siedział. Wyjął też pistolet zza paska spodni. Czyli jednak wkurzanie go to był zły pomysł.- To co wybierasz?
-Wiesz, chyba skuszę się na trzecią opcje.- powiedziałam, a głos mi się lekko zatrząsł. Przede mną leży z dziesięć noży i pistolet i udawaj tu odważną.
-Tak, a jaka jest ta twoja trzecia opcja?- spytał udając zainteresowanego.
-Ty zdejmiesz maskę, a potem rozwiążesz ten sznur i pozwolisz mi sobie pójść.- powiedziałam ze słodkim uśmiechem, a on wybuchł śmiechem.
-No pewnie. Może jeszcze frytki do tego?- popatrzył na mnie jak na idiotkę.
-Czyli widzę, że możemy się dogadać.- mój uśmiech stał się jeszcze szerszy.
-Koniec tych pogaduszek. Czas to pieniądz, a ty mi tu próbujesz go zyskać, bo chcesz by tamci tu przyjechali.- mówiąc to wziął jeden z noży do ręki. Może nie był jakiś z ogromnym ostrzem, ale pewnie jest naostrzony. Powoli ruszało to w bardzo niedobrym kierunku, przynajmniej dla mnie nie dobrym, dla niego wszystko szło zgodnie z planem.
-A mam jeszcze kilka pytań, zanim przejdziemy do tej bolesnej części.- westchnął głośno chowając twarz w wolnej dłoni.- Pierwsze: czy to ty napisałeś ten list, który mi dałeś jako list od Vicky?
-Tak, czy to takie trudne się domyślić?- powiedział zrezygnowany. Czyli granie głupiej pomaga, mam jeszcze trochę czasu.
-Czemu zabiłeś Ashley i jej brata?- poczułam lekkie ukłucie w sercu na wspomnienie mojej przyjaciółki. Przez to wszystko co się działo prawie zapomniałam jaki był pierwszy powód, żeby w to wdepnąć. On zabił moją najlepszą przyjaciółkę, która była mi jak siostra. Praktycznie miałam depresje po tym, a on tylko bawił się moim kosztem. Potem jednak doszli do tego inni. Poznałam Vicky, Liv, Luke'a, Erica i Martina, który prawdopodobnie stał przede mną. Oni zaczęli dla mnie coś znaczyć, a potem okazało się, że też siedzą w tym bagnie. każdy chciał to skończyć. Teraz kiedy miałam go przed sobą, chciałam to skończyć. Liv była. gdzieś tu uwięziona. W mieście był Luke martwiący się o nią, Eric siedzący w areszcie. I jeszcze był David, który był porwany i gdyby nie moja głupota pewnie nawet by nawet nie wiedział co tak naprawdę się dzieje. A tym czasem on był kolejną z ofiar S.E.
-Jej brat zaczął węszyć po tym jak kazałem mu zwrócić kasę. Ashley była po prostu wścibska. Jednak na tyle mądra, że prawie jej się udało to, czego ty tutaj próbujesz. Nie wiedziała jednego, że ja zawsze jestem krok do przodu.Oboje skończyli pod ziemią przez swoją głupotę.- uśmiechnął się dumny z siebie. Ashley też była bliska skończenia tego? A ja nawet nie wiedziałam, że ona w coś takiego się wpakowała. W takim razie on nie jest taki mądry jak uważa. Popełnia błędy. Już druga osoba próbuję go zabić i zna jego tożsamość. Jest krok do przodu, ale można go dogonić.
-A czemu chcesz zabić Olivie?- spytałam dalej wstrząśnięta wiadomością o tym jak blisko była Ash.
-Jest ci bliska, a ja od dawna mam jej ochotę się pozbyć.- powiedział obojętnym głosem. Nie wyrażał już żadnych emocji. Starał się coś za nim ukryć, ale ja nie wiedziałam co. To coś było ważnego.
-Nie rozumiem.- powiedziałam nie myśląc o tym co mówię.
-Nie musisz. Ostatnia pytanie, czy mogę już przejść do mojej ulubionej części?- spytała bawiąc się nożem, który dalej był w jego rękach. Wstał z krzesła i podszedł do mnie. Kucnął obok. Ja próbowałam zebrać myśli. Poczułam lekki ból, a kątem oka widziałam jak on jedzie nożem po mojej nodze.- Czyli jednak brak pytań?- usłyszałam jego głos obok mojego ucha. Nie wiem czemu, ale nie potrafiłam już myśleć logicznie. Niby nic, ale jednak pełno informacji, a nóż na mojej nodze mi tego nie ułatwiał.
-Mam jedno.- powiedziałam drżącym głosem, krzywiąc się na ból nogi, po której on jechał. Robił to wolno, a cięcie nie było jakieś głębokie. Jednak czułam ten ból, a także ból, gdzieś w środku. Ashley była w tym jakiś czas, a nie pisnęła słówka. Była tak blisko, a ja nawet o tym nie wiedziałam. To był mocny cios. Wzięłam głęboki oddech, próbując nie zwracać uwagi na krew na mojej nodze.- Czemu zabijasz?- wydusiłam z siebie to pytanie, które chciałam zadać od początku.
-Czemu zabijam? Na początku to była zemsta. Potem to stało się przyjemnością. Dawało mi to satysfakcje...
-Dawało?- spytałam, zwracając uwagę na jego słowa, a nie na nóż, który zmienił swoje miejsce i jest teraz  przy moim policzku.
-Daje.- poprawił się. Jednak nie było to takie pewne jak wszystkie odpowiedzi.
-Ale tak po za tym to fajny powód by zabijać, bo mi się to podoba.- jego wyraz twarzy się zmienił. Pojawił się tam grymas, a po chwili złość.
-To nie twój interes, suko!- warknął w moim kierunku wstając do komody. Wziął mniejsze ostrze i wbił mi je w udo. Krzyknęłam z bólu.- Nic nie rozumiesz!- syknął przez zaciśnięte zęby.
-Tak nic nie rozumiem, to może mi to wyjaśnij, a nie na mnie się wyżywaj za coś czego ci nie zrobiłam.- powiedziałam oburzona. Czułam jak z każdą kroplą krwi mam coraz mniej siły. Nie mogę się poddać. Muszę być silna.
-A co ci za różnica i tak zginiesz, co po mam ci to wszystko opowiadać. Co ty jakiś psycholog, czy bawimy się w grupy AA?- wiedziałam, że jest mocno wkurzony i jeszcze trochę, a bomba wybuchnie i wtedy będzie koniec.
-Dobra nie chcesz gadać, to nie. Tylko w końcu przestań na mnie wyżywać wszystkie swoje emocje. Wiem, że chcesz mnie zabić, ale zrób to chociaż porządnie, a nie jak jakaś rozhisteryzowana dziewczynka z okresem.- warknęłam wkurzona, ale od razu tego pożałowałam. Poczułam palący ból na policzku. Automatycznie chciałam się złapać za bolące miejsce, ale związane ręce mi przeszkadzały.
Przez zaciśnięte zęby przedostał się tylko syk.
Spojrzałam na niego. Stał przede mną, a po jego postawie widać było, że jego cierpliwość się skończyła. Zobaczyłam jak jego noga idzie do przodu, a po chwili byłam zamroczona przez ból brzucha. Czułam jakby mi go ktoś rozdzierał. W ustach miałam krew. Splunęłam nią na buty chłopaka. Każdy mój ruch wprawiał go w trans, gdzie dominuje wściekłość i agresywność. Wiedziałam, że tak będzie, ale chyba wolałabym dostać kulką w głowę, niż czuć ten ból. Z nogi krew wypływała coraz szybciej, albo po prostu ja miałam takie wrażenie. Miałam ochotę zwinąć się w kłębek, żeby zasłonić się. Mogłam jedynie czekać na jego następny ruch. Coś we mnie pękło i nie miałam siły walczyć. Z każdą kroplą krwi mój organizm opuszczała nadzieja. Przed oczami miałam mroczki, a to co on mówił zlewało się w jeden dźwięk bolesny dla moich uszu. Chciałam by to się już skończyło. Prawie o to błagałam. Jednak wiedziałam, że to dopiero początek. Najpierw ja, potem Olivia, kto będzie następny? Usłyszałam głośny huk. Ktoś wszedł do pomieszczenia, ale nie potrafiłam już powiedzieć kto to. Przed oczami miałam już tylko ciemność...

Nobady's POV.
Chłopak w masce nie wiedział co się stało póki nie zobaczył dyszącej szatynki. Z jej ust wydobył się wysoki pisk na widok zmasakrowanej Carmen leżącej nieprzytomnie w kałuży krwi.
-Ty draniu! Tak, brawo! Udało ci się ona prawie umarła! Zadowolony? Czyli teraz kolej na mnie?- Olivia gotowała się w sobie. Miała dość wszystkiego, poczuła się tak jak wtedy, gdy umarła Vicky. Chciała z tym skończyć, ale tym razem e inny sposób. Wyciągnęła dłoń za pleców i rzuciła dużym, ostrym kawałkiem szkła w chłopaka. Szło utkwiło w ręce chłopaka nie robiąc mu wielkiej krzywdy. Próbowała dobiec do komody by zdobyć broń, ale ON był szybszy. Zagrodził jej drogę i popchnął ją na ścianę. Z głuchym odgłosem odbiła się. Miała wrażenie, że każda jej kość jest złamana. 
-Wiesz, chciałem rozegrać to w inny sposób, ale jeśli się tak upierasz.- posłał jej firmowy uśmiech i wziął jeden z noży. Rzucił nim w jej kierunku, a ona w ostatniej chwili odsunęła. Ostrze wbiło się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą miała twarz. Wziął następny i rzucił nim. Tym razem dziewczyna nie zdążyła uciec. Nóż utkwił w jej lewym barku. Krzyknęła z bólu, jednak nie wyjmowała ostrza. Wiedziała, że to skończy się jeszcze gorzej. Prawą ręką chwyciła nóż, który utkwił w ścianie. Posłała go w kierunku mordercy. Trafiła w nogę przez co on stracił równowagę. Olivia wykorzystała to i pobiegła w jego stronę popychając go na ścianę. Stała idealnie koło komody, na której leżała broń. Chwyciła pistolet odwracając się twarzą do S.E. Chłopak stał zdziwiony wpatrując się w szatynkę. Przez pomieszczenie przebiegł odgłos odbezpieczanej broni. Olivia nie wiedziała, czy ma strzelać, czy ma czekać.
-Zdejmij maskę!- powiedziała, on podniósł rękę do twarzy i ściągnął maskę. Z szoku prawie upuściła pistolet. Przed nią stał Martin. Poczuła, że coś w jej sercu pęka. Kochała seryjnego zabójce, a ten śmiał jej teraz się w twarz. - Skoro już wiem kim jesteś, to może masz jakieś ostatnie życzenie?- spytała pewnym siebie głosem, przybierając kamienny wyraz twarzy.
-Zabij najpierw ją.- powiedział wskazując na Carmen leżącą za mną.
-Ona i tak zaraz umrze po co to skracać, niech sobie pocierpi.- odpowiedziała, a on zaśmiał się ja jej słowa.- W takim razie, do zobaczenia w piekle skarbie!- strzeliła w serce. Pierwszy strzał, drugi, trzeci. Wszystkie trafiły. Chłopak upadł na ziemie, a już po chwili była wokół niego krew. Olivia odwróciła się do blondynki i sprawdziła puls. Słaby, ledwo wyczuwalny. Zaczęła płakać. Nie miała jak zadzwonić po pomoc, a nie wiedziała czy ktoś wie gdzie one są. Przed chwilą zabiła człowieka. Osobę, którą kochała. Nie miała na nic siły, upadła obok Carmen z ostatkiem sił. Sama krwawiła, od trzech dni nie miała nic w żołądku. Miała ochotę, żeby to był już koniec. Ale i tym razem jej prośby się nie spełniły. Usłyszała kroki kilku osób, ktoś coś krzyczał. Szatynka pogrążona w rozpaczy nie zauważyła ludzi, którzy wbiegli do pomieszczenia. Ktoś stanął przed nią, mówił coś do niej, ale ona patrzyła na niego pustym wzrokiem. Ktoś sprawdzał co z Carmen i Martinem. 
-Olivia!- dotarło do niej jej imię. Odwróciła głowę do mężczyzny. Przypominał jej swoją przyjaciółkę. Zrozumiała, że ma przed sobą ojca Carmen.- Pomoc już w drodze. Czy to Martin był S.E.?
-Tak...- wyszeptała cicho nie mając pewności czy ktoś ją usłyszał. Usłyszała dźwięk karetki, a potem zapadła się w ciemność.

***
Hej Miśki! 
Oto rozdział 21!!! Whoa! 
Przepraszam, że tak długo, ale starałam się napisać go jak najlepiej. Spodziewaliście się takiego końca?Pewnie nie :D
Dziękuje za 2 komentarze!
Do epilogu!
Kocham!
Edzia :*

1 komentarz:

  1. Dyn dyn dyn... No a więc to był Martin. Nie lubiłam go jakoś szczególnie, więc mi nie jest smutno. Hah. Koniec... Nie wiem co Ci napisać... może to co zawsze? Świetny rozdział, jak i całe opowiadanie :) Czekam na epilog :**

    OdpowiedzUsuń