piątek, 17 stycznia 2014

Chapter 2

Carmen POV.

Obudziłam się w jakimś pokoju, który widzę pierwszy raz. Usiadłam i poczułam ucisk w głowie. Rozejrzałam się po pokoju. To nie był mój pokój, ani żaden w moim domu. Siedziałam na łóżku, w rogu stała jakaś komoda i lustro. Naprzeciwko były schody prowadzące na górę. Na ścianie wisiały zdjęcia jakiejś dziewczyny. Nie znałam jej. Weszłam po schodach. Wyszłam zobaczyłam, że jestem na strychu. Dawno tu nie byłam, ale jak byłam mała zawsze pytałam rodziców co jest za tymi drzwiami, oni odpowiadali, że kiedyś się dowiem. Teraz już wiem co tam jest, ale po co zrobili ten pokój?
Weszłam do swojego pokoju i wzięłam telefon, żeby sprawdzić godzinę. Szesnasta czterdzieści osiem. Zobaczyłam, że jest ok. pięćdziesiąt nieodebranych połączeń i dwadzieścia wiadomości. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że połączenia nie są tylko od matki i ojca, ale też od Vicky i Olivii. Nie oddzwoniłam i nie odpisałam, a nawet skasowałam sms-y. Jutro wszyscy dowiedzą się, że żyje i jestem cała i zdrowa. Zeszłam na dół coś zjeść.  Wziełam jeden z jogurtów i usiadłam na kanapie w salonie. Włączyłam telewizor, ale nic nie było ciekawego. Weszłam z powrotem na górę i poszłam spać mimo wczesnej pory.

___________

Obudził mnie mój budzik. Czyli dzisiaj jest ten dzień, kiedy pierwszy raz od miesiąca pójdę do tej chorej budy. Obiecałam sobie, że po nowym roku zacznę wszystko od nowa, ale nie wiem czy mi wyjdzie. Szczególnie ze szkołą. Ogólnie to szkoła, do której chodzę jest dla jakiś specjalnie uzdolnionych. Mnie tam nie powinno być. W poniedziałki jest jakaś chora muzyka przez cały dzień, we wtorki cały dzień dla sportów. W środę są przedmioty ścisłe, w czwartek humanistyczne, a w piątek to sztuka, informatyka, itp. To dzięki tej szkole poznałam Ashley. Czasami jednak wolałabym jej nie poznawać.



Kiedy zobaczyłam budynek szkoły, nie cieszyłam się. Jedyne co dobre to, że miałam słuchawki na uszach. Dawało mi to pewną przewagę nad innymi- mogę ich ignorować. Weszłam do szkoły tak jak zwykle, czyli z hukiem. Wiele osób się na mnie patrzyło, a jednak pewnym krokiem poszłam do szafki. Tam wyjęłam słuchawki z uszu i zerknęłam na plan powieszony na drzwiach.
-O! Kogo moje oczy widzą... panna Craven łaskawie pojawiła się w szkole.- dobrze znałam ten głos.
-Ja też się ciesze panie Collins z tego spotkania.- przytuliłam go, a on mnie zakręcił, kiedyś zawsze się tak witaliśmy. Może nie zawsze, ale często. Wiele osób jak nas nie znało uważało nas za parę, ale my jesteśmy tylko przyjaciółmi. 
-Jak tam?- patrzył na mnie i czekał na jakieś zwierzenia. Niedoczeka się biedaczek.
-Dobrze, pomożesz mi z zaległościami?- spytałam go robiąc słodkie oczka, żeby się zgodził.
-Nie? Czego ty ode mnie wymagasz... pfff... wypraszam sobie!- wybuchnęliśmy śmiechem na cały korytarz przez co jeszcze więcej osób wiedziało o moim powrocie.- Chodź, bo się jeszcze spóźnimy- skrzywiłam się. Zawsze się spóźniałam na lekcje... no chyba, że byłam z Davidem. Punktualność mnie nie dotyczy.
-Dużo cie ominęło.- stwierdził po chwili ciszy brunet.
-Wiem, dlatego ty przyjdziesz dzisiaj do mnie i mi wszystko opowiesz. Okay?
-Chyba nie chce iść do tego zapuszczonego pokoju, gdzie nie było wietrzone przez miesiąc.- zrobił poważną minę, na co ja wybuchłam śmiechem.
-Aż tak źle ze mną jeszcze nie było...

Olivia POV.

Zobaczyłam Carmen, która jak zwykle weszła z hukiem. Minęła mnie i Vicky, nawet na nas nie popatrzyła. Dobra rozumiem, jedno spotkanie nie oznacza przyjaźni, ale jakieś "cześć" mogłaby powiedzieć. 
Właśnie oprowadzałam Vick po szkole, ponieważ w końcu ją przyjęli. Dziewczyna strasznie się cieszy na to, że w końcu będziemy razem chodzić do szkoły. Mnie też pasuje taka perspektywa. 
Minęłyśmy Carmen po raz drugi jak stała z Davidem koło szafek, też nic. Ona to robi to specjalnie, czy naprawdę jest tak zajęta, że nas nie widzi. W końcu poszłyśmy do sali. Usiadłam tam gdzie zawsze, lecz tym razem z Vick, a nie sama. Carmen weszła chwile później, rozejrzała się po sali i spojrzała na zegarek. Potem weszła na krzesło:
-Witajcie! Witajcie! Wasza królowa wróciła!- na jej słowa ludzie zaczęli się śmiać. Raczej klasowy błazen wrócił.
-Skoro królowa wróciła to pójdzie do dyrektora!- weszła do sali nasza nauczycielka muzyki.
-Wow! Pierwsza lekcja, a ja już do dyrektora.- powiedziała zeskakując z krzesła- Tam gdzie zawsze?
-A jak myślisz?
-Chciałam się tylko upewnić.- powiedziała i wyszła.
-A my powitajmy naszą nową uczennice. Victorie Walker.- Vicky pomachała do reszty ręką posłała im szczery uśmiech.- Dobra, a teraz wracamy do normalnej lekcji za dużo tych atrakcji jak na jeden dzień.

Carmen POV.

Szłam powoli, niestety gabinet White był blisko sali muzycznej. Zapukałam ledwo słyszalnie i weszłam.
-Dobry.- powiedziałam siadając naprzeciwko dyrektora.
-Ooo! Panna Craven! Co się stało, że wróciłaś?- podniósł głowę znad papierów zdziwiony.
-Ah! Chciałam poznać was z moją łaskawością!
-Można było się tego spodziewać...- mruknął, pomijając mój brak szacunku w stosunku do niego.
-Po co miałam tu przyjść?
-Ponieważ nie było cie miesiąc, nikogo nie powiadomiłaś czemu cie nie ma. Teraz kiedy wróciłaś, musisz nadrobić zaległości...- chciał już kontynuować, ale mu przerwałam.
-Już poprosiłam kogoś, kto mi pomoże. Nie trzeba fatygi.- powiedziałam z uśmiechem, a przed oczami już widziałam jak David i ja się "uczymy".
-Dobrze, ale ze mamy nową uczennice. Z nią będziesz musiała nadrobić wszystko z muzyki i tańca. Masz być miła!- zaśmiałam się. Ja miła? Śmieszne...
-OK! Ale mogę wziąć kogoś do pomocy w razie nagłego lenistwa?
-Nie! Masz tylko ją do pomocy.- dyrektor znowu spojrzał na papiery i gestem dłoni pokazał mi, że mam już iść. Wyszłam z gabinetu i równie wolnym tempem wróciłam do sali. Usiadłam koło Davida, który poprawiał jakieś nuty.
-Panno Craven, prosze to twoje nuty. Masz się nauczyć tego grać, a potem zaśpiewacie to razem z Walker. Macie czas do przyszłego tygodnia. Powodzenia...- już się odwróciła i chciała pójść, ale dalej mi nie powiedziała kto to Walker.
-Jasne, mogę nawet jutro to pani zagrać, ale z kim?
-Ze mną!- usłyszałam znajomy głos, przez który mój uśmiech na chwile zniknął.
-O! Vicky to ty już z nami?- udałam, że się z tego cieszę. Poznałam ją w klubie i to nie znaczy, że jesteśmy już przyjaciółkami. Kątem oka widziałam jak Olivia mi się przygląda.
-Tak. Ja już cie widziałam, ale ty chyba jednak nie jesteś taka spostrzegawcza.- ta jasne, poprostu olewam ludzi, którzy
-Jestem po prostu zajęta i nie patrzę na ludzi, którzy koło mnie przechodzą. Wracając do tego czegoś.- wskazuje na nuty- kiedy chcesz nad tym pracować?
-Może dzisiaj?
-Nie mogę. Jutro?
-Okay.
-Skoro to już ustaliłyście, to zajmijmy się teraz lekcją. Na ostatniej lekcji...- po tych słowach się wyłączyłam, bo wiedziałam, że będzie nudno.


Luke POV.

Przyjechaliśmy po dziewczyny. Siedzieliśmy w samochodzie, gdy zobaczyłem, że idą. Zaraz za nimi idzie Carmen z jakimś chłopakiem. Szli i się śmiali jakaś odmiana. Jak ją ostatnio widziałem to płakała, a teraz bawi się w najlepsze. Ta dziewczyna ma jakieś dziwne humorki. Widziałem jeszcze jak wsiada do samochodu, potem Liv i Vick zaczęły plotki o tym co było w szkole. Oczywiście najpierw Vicky musiała zrzucić Erica z miejsca pasażera. Nikt nie chciał siedzieć obok naszych gołąbków. Współczuje blondynowi, jeśli zaczną się miziać.
-To co dzisiaj robimy?-przerwałem bardzo długi monolog Liv.
-Ja rozumiem, że może ci się nie chce mnie słuchać, ale może byś mi nie przerywał?!- dziewczyna oburzyła się na to, że jej przerywam. Znowu...
-Tylko pytam, bo nie wiem gdzie mam jechać.- po tym przestała mieć wyraz twarzy jakby chciała mnie zabić.
-Może do kina!- zaproponowała Vicky.
-A jest coś fajnego?- spytał Eric odrywając wzrok od okna.
-Można sprawdzić jak dojedziemy!- stwierdziła brunetka.
-Macie jeszcze jakieś pomysły?- odpowiedziała mi cisza- Czyli jedziemy do kina.- powiedziałem ze znudzeniem w głosie. Oni cały czas mają dwie rozrywki: butelka i kino. To już jest nudne. Mogli by wymyślić coś nowego. Kiedy dojechaliśmy do kina okazało się, że nie grają nic fajnego.
-Kręgle?- zaproponował Martin, na to usłyszał od dziewczyn jęk niezadowolenia.
-Czyli idziemy- Eric powiedział i ruszył w stronę kręgielni. Nie pozostało mi nic innego jak pójść za nim.


Carmen POV.

Przyjechaliśmy do mnie... rodzice już byli. Szok, oni byli w domu. Oboje na raz. To jakieś święto.
-O David!- zdziwił się ojciec, a ja pociągnęłam obiekt zainteresowań na górę, zanim nawiązali rozmowę. Usiedliśmy na moim łóżku.
-To jak opowiesz mi jakieś ploteczki?-zerknęłam na niego,
-To zależy...
-Od czego?
-Czy ty mi powiesz czemu przez cały miesiąc nie odbierałaś telefonu.- logiczne, straciłam przyjaciółkę to naturalne, że miałam żałobę.
-Przecież wiesz... Ashley umarła, a ja próbowałam sobie poradzić z tym wszystkim sama. Yyy...Jaka jestem głupia!
-Nie prawda.- zaprzeczył, ale nie wiedział, czemu tak uważam.
-Przez cały czas myślałam tylko o sobie. Użalałam się nad sobą, a ty też mogłeś mnie potrzebować po śmierci Ashley. Była też twoją przyjaciółką...jaką jestem egoistką.
-Przyzwyczaiłem się!
-Ej!-rzuciłam w niego poduszką.
-Oj, daj spokój. Po śmierci Ashley dużo osób oskarżyła ciebie o jej śmierć, bo to twój ojciec jest gliną. Chociaż moim zdaniem to nie ma nic wspólnego ze sobą. Jeśli chodzi o szkołę to ominęły cie zajęcia z malowania portretów, a przecież chciałaś być na tej lekcji... W sumie nie działo się nic ciekawego.
-Czyli nie warto było chodzić do tej szkoły. Tak jak moja wizyta u dyrka.- stwierdziłam, kiedy skończył opowiadać.
-Po co miałaś tam iść?
-Żeby mógł marudzić, że muszę wszystko nadrobić. A wiesz z kim mam to zrobić?
-Nie mam pojęcia.- odpowiedział po chwili zastanowienia,
-Mam to nadrabiać z tą Vicky, która doszła. Beznadzieja...- nie mam ochoty z nią tego robić, ale niestety muszę.
-A skąd wy się znacie?- padło w końcu to pytanie.
-W sylwestra nie chciało mi się już tu siedzieć i poszłam do klubu...- streściłam mu całe wydarzenia z tamtych dwóch dni.
Po kilku godzinach gadania i wydurniania się David musiał iść. Przez ten czas podobno dawał mi korki... ale ze mną się nie da uczyć. Kiedy poszedł zerknęłam na nuty, nad którymi mam pracować z Vicky. Jakoś ta perspektywa nie cieszy mnie za bardzo. Nagle dostałam SMS-a... od jakiegoś zastrzeżonego numeru: 
Widzę, że już nie masz doła po śmierci swojej przyjaciółki... nie bój się niedługo ciebie też to czeka co ja. S.E.

Zaczęłam się zastanawiać gdzie widziałam ten podpis, po chwili wszystko stało się jasne... tak podpisywał się seryjny zabójca, którego ściga mój ojciec...


***
Hej!
Przepraszam za wszystkie błędy, które tam są. Postaram się dodawać rozdział co tydzień. W tygodniu nie ma za dużo czasu, więc będą pojawiać się w piątek lub sobotę. 
Dziękuje za wszystkie komentarze.
Do nexta :*
Edzia

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział, masz naprawdę wielki talent! ;) Oby tak dalej, nie mogę się doczekac następnego!

    PS. ZAPRASZAM DO SIEBIE NA NOWE OPOWIADANIE W ROLI GŁÓWNEJ MIĘDZY INNYMI Z JUSTINEM. BĘDZIE SIĘ DZIAŁO!!
    http://madman-beginning.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział
    Zapraszam do siebie http://prawda-klamstwo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha robi się gorąco! Kocham kryminały, więc tego nie zepsuj. Pisz szybciej, TwKcSis

    OdpowiedzUsuń
  4. Super ! Nie spodziewałam się takiego zakończenia ! Nie mogę doczekać się nn ;*

    OdpowiedzUsuń