piątek, 24 stycznia 2014

Chapter 3

Olivia POV.

Obudziłam się przed wszystkimi... jak zwykle. Miałam dzięki temu trochę luzu zanim ta banda wygłodniałych ludzi zacznie narzekać, że nie ma śniadania. Weszłam pod prysznic. Kiedy spróbowałam odkręcić wodę okazało się, że jej nie ma. Uwielbiam takie dni... Postanowiłam zejść na dół. Lodówka świeciła pustkami. Tym razem Eric miał zrobić zakupy, ale znając go "nie miał" czasu. Wzięłam miskę i wsypałam  do niej płatki czekoladowe, nie zdążyłam zjeść, a już usłyszałam krzyk Luke'a.
-Co się drzesz?!- odkrzyknęła Vicky, już od samego rana muszą drzeć mordę.
-Bo wody nie ma!- Luke musiał poinformować o tym cały dom, bo jakby mógł tego nie zrobić. Zaraz wszyscy się zlezą i ze spokoju nici.
-To nie musisz wrzeszczeć jak baba!- do tej kłótni włączył się Eric. Czy jeden spokojny ranek to za dużo?
-Sam się drzesz jak baba!-Luke szedł na dół z fochem na twarzy.-Hej! Ciekawa fryzura-uśmiechnął się do mnie. Zignorowałam jego komentarz.
-Miałam nadzieje, że zdarzę przed wami.- odłożyłam pustą miskę do zlewu.
-A czemu?! Nie chcesz nas widzieć?- oburzył się brunet, szukając czegoś do jedzenia.
-Nie miałam nadzieje na chwile spokoju, ale wy urządzacie krzyki na cały dom.- uśmiechnęłam się i poczułam, że ktoś mnie przytula.
-Hej księżniczko!- Martin pocałował mnie w policzek.
-Witaj księciu!- Luke patrzył na nas jakby miał się porzygać tęczą.- Jak ci coś przeszkadza to wyjdź.- spojrzałam ostatni raz na bruneta i odwróciłam się w strone mojego chłopaka.
-Mam zamiar.- wziął płatki i poszedł na górę, ale w tym momencie zeszła Vicky.
-O gołąbeczki!- zerknęła na nas, a po chwili zorientowała się, że brunet zabrał jedyne jedzenie.- Luke oddawaj te płatki!- wbiegła na górę i znów byliśmy sami... przez chwile. Tym razem zszedł Eric, popatrzył na nasz niesmakiem. Wziął sok z lodówki i poszedł. Mieliśmy teraz z Martinem chwile spokoju. Pocałował mnie, a ja pogłębiłam pocałunek. Kiedy na dół zbiegł Luke, a za nim Vick oderwaliśmy się od siebie i poszłam na górę, by się ogarnąć.

Carmen POV.

Tej nocy dręczyły mnie koszmary. W końcu zdecydowałam się wstać. Na dole zobaczyłam, że moi "kochani" rodzice jedzą śniadanie.
-Hej!- uśmiechnął się sztucznie ojciec.
-Ty byś lepiej poszedł ścigać tego zabójce, bo coś mu się nudzi skoro pisze do mnie wiadomości.- czekałam na jego reakcje. Uwielbiam takie sytuacje, kiedy musi sobie przetworzyć to co powiedziałam.
-CO?! Dawaj telefon.- wyciągnął rękę po urządzenie, które miałam w kieszeni.
-Po pierwsze: NIE! Po drugie: napisał z zastrzeżonego numeru, a po trzecie: pewnie i tak nie da się namierzyć numeru, z której go wysłał. Przecież to widać, że to profesjonalista, a nie jakieś dziecko, które znalazło sobie zabawę.- matka i ojciec patrzą na mnie zdziwieni.- No co?! Myśleliście, że jestem jakaś głupia, czy że nie mam mózgu? Pewnie jedno i drugie.- prychnęłam, a oni zrobili oburzone miny. Ciekawe kto tu zachowuje się doroślej.
-Ale.... jak? Pokaż treść tego SMS-a.- ojciec wyciągnął rękę po telefon, ale ja nie ulegnę tak szybko i sama mu to przeczytałam. Zaczął myśleć nad treścią wiadomości.
-Ja już muszę iść!- matka wstała od stołu.
-A ty niby gdzie?! Znalazłaś prace? To jednak jeszcze gdzieś nie pracowałaś?!- ona patrzy na mnie jakby chciała mnie zabić. To nie moja wina, że z każdej pracy ją wyrzucają.
-Tak. Będę zajmować się dziećmi w przedszkolu, po kursie, na który idę.-popatrzyła na mnie triumfalnie.
-Biedne dzieci, na ich miejscu uciekałabym przed tobą.- powiedziałam i wyszłam z kuchni.

__________

Kiedy szłam do szkoły przypomniałam sobie, że dzisiaj mam ćwiczyć z Vicky. Mam nadzieje, że jednak nie będzie tak źle. W szkole jak zwykle było mnóstwo ludzi, którzy przyglądali mi się z zaciekawieniem. Co ja, jakiś obiekt z ZOO? Nie rozumiem ich. Poszłam do szatni się przebrać na zajęcia z tańca. W szatni były już dziewczyny z klasy, w tym miedzy innymi Olivia i Vicky.
-Hej! Vicky, o której chcesz to ćwiczyć i gdzie?- spytałam na wejście, przez co uwaga oby skierowała się na mnie.
-Hej!-odpowiedziały razem. Były lekko zaskoczone moją obecnością.
-Może po zajęciach u mnie?- spytała brunetka, kiedy Olivia wróciła do poprzedniej czynności.
-Niech będzie.- co się będę sprzeczaj jej wybór. Nie mam zamiaru jeszcze ujawniać, gdzie mieszkam.
-Masz nuty?- spytała jeszcze Vicky.
-Tak, w szafce.- na tym rozmowa się urwała. Jakoś nie miałyśmy wspólnych tematów. Albo raczej ja zaczęłam olewać przyjaciółki. Szybko się przebrałam i wyszłam z szatni, żeby pójść już na salę. Był już tam David. 
-Hej!-uśmiechnął się do mnie, podeszłam do miejsca, w którym stał.
-Hej!- odwzajemniłam uśmiech, niestety mój był udawany. Nie chce mu mówić o tym SMS-ie, bo od razu będzie panika. Najważniejsze, żeby się nie dowiedział. Zanim zdążył coś powiedzieć na sale wszedł nauczyciel tańca nowoczesnego- pan Evans.
-O! Panna Craven się zjawiła.- machnęłam ręką, jakbym odganiała muchę.
-Miło pana znowu widzieć.- udawałam miłą, bo jaka mogę być. Muszę nadrobić ponad miesiąc i zdać. Śmieszni są.
-Wiesz, że masz trzy układy do nadrobienia?- spytał lustrując mnie wzrokiem z góry na dół.
-Nie. - taka prawda. Nie wiedziałam i nie chciałam wiedzieć. Przerażało mnie to, że tak dużo tego jest.
-Masz szczęście, że dzisiaj zaczynamy nowy. Wszyscy na miejsca. Pokaże wam kroki.- pokazał jakieś dziwne kroki, które pierwszy raz widzę, a potem kazał nam powtórzyć. Nikomu nie wyszły. 

__________

Szłam z dziewczynami do nich. One coś gadały, a ja udawałam, że ich słucham. Myślami byłam przy tym SMS-ie. Co ja mam z tym fantem zrobić?! Powiedziałam ojcu, bo należało skoro prowadzi śledztwo i jego sprawie, ale co dalej... z zamyślenia wyrwał mnie głos Liv:
-Czy ty nas słuchasz?
-Mówiłaś, że kochasz czekoladę.- powiedziałam pierwsze zdanie jakie mi ślina przyniosła.
-Nie?- spojrzały na mnie. Nie moja wina, że jakiś psychopata do mnie pisze i mam jeszcze was słuchać. Za dużo ode mnie wymagacie.
-Jak to nie? W takim razie o czym mówiłyście?- przybrałam najbardziej naturalnie wyglądający uśmiech jaki potrafiłam.
-Pytałam na czym chcesz to zagrać, ale jak widać ty jesteś daleko stąd.- Liv odpowiedziała mi takim samym uśmiechem.
-Nie wiem, a ty Vick na czym chcesz grać?- spytałam, co ja się będę rządzić, jak chce to niech ogarnia organizacje.
-Na gitarze, ty mogłabyś na pianinie.- jaka ona wspaniałomyślna. Nie spodziewałam się tego. W tym momencie stanęłyśmy pod ich domem. Gdy weszłyśmy usłyszałam krzyki chłopaków. Jak one z nimi wytrzymują?! To jest jakiś psychiatryk tylko nie ma psychaitry.
-O Carmen! A ty co tu robisz?- Eric patrzył na mnie zdziwiony z patelnią w jednej ręce, a w drugie miał mąkę.
-O! Mamy gościa!- Luke wyszedł z kuchni cały w mące.
-Mogę wiedzieć co tam się dzieje?-Liv patrzyła na nich wyczekująco. Coś czuje, że ma zadadki na dobrą matkę. Ma taki karcący matczyny wzrok.
-Próbowaliśmy ugotować obiad.-Martin patrzył na nią błagalnie. Wyglądała jakby miała ochotę zrobić im krzywdę, a jednak stała spokojnie.
-To teraz to sprzątać. Ja zrobię obiad.- Olivia ruszyła w stronę kuchni.
-To my chodźmy poćwiczyć- powiedziała po chwili Vicky. Weszłyśmy do tego samego pokoju, gdzie im grałam When you're gone. Wyciągnęłam nuty z torby i usiadłam przy pianinie. Zagrałam początek, a w tym czasie Victoria przygotowała gitarę.
-To może najpierw spróbujemy osobno, a potem razem?-spytałam dziewczyne, której spodobał się ten pomysł. 
-Ok! Ty pierwsza.- zagrałam, potem ona. Razem nie szło nam tak dobrze, ale po kilku próbach udało się. Podzieliłyśmy się tekstem. Połączyłyśmy to wszystko w całość. Nie było idealnie, ale lepiej niż na początku.
-Ja muszę już iść.- zaczęłam zbierać się do wyjścia. 
-Kiedy chcesz jeszcze to ćwiczyć?- spytała brunetka, której chyba zalezało dobrze wypaść.
-Może jutro u mnie dla odmiany?-zaproponowałam. Raz kozi śmierć. Trudno będzie już mnie mogła nawiedzać jak pozna adres.
-Może być.
-To cześć- wyszłam i poczułam ulgę, ale tylko przez chwile. Zadzwonił do mnie jakiś nieznany numer. Odebrałam nie przejmując się tym, że nie wiem kto dzwonił.
-Halo?
-Wiesz jak na ciebie patrzę..- usłyszałam zniekształcony komputerowo głos.- Widać, że się nie przejmujesz sie moim SMS-em. To już twój problem, że nie reagujesz na moje ostrzeżenia. Następnych nie będzie, jeśli wolisz taką grę. Uważaj na siebie złotko.- rozłaczył się. Szłam do domu i zastanawiałam się nad jego słowami. Czy na prawdę się tym nie przejmuje, czy tylko to maskuje?! Czemu ON nazwał to grą? Jak można groźby tak nazwać. Gra to może być komputerowa, a nie o czyjeś życie. Nie wiem co o tym myśleć. Weszłam do domu zamyślona. Czyli jego groźba jest prawdziwa, a to oznacza że już niedługo czeka mnie to Ashley.

Vicky POV.

Carmen była jakaś dziwna na tej "próbie". Jednak jak słyszałam jak ona śpiewa. Nie mogę się z nią równać. Ja przy niej wymiękam, zdziwiła mnie jej propozycja. Zaprosiła mnie do siebie, może uda nam się nawiązać jakąś normalną rozmowę. Albo i nie. Zeszłam na dół.
-To Carmen już wyszła?- spytał zdziwiony Luke.
-Bravo geniuszu za refleks! Co oglądamy?- patrzyłam wyczekująco, ale nikt mi nie odpowiedział.- Czyli mam rozumieć, że dzisiaj siedzimy i gapimy się na siebie jak jakieś przymuły?
-Co?! Nie...- jako jedyny zareagował Eric.
-Luke!- chłopak nie odpowiedział.- Ziemia do Luke'a! Ej, bo pomyśle, że się zakochałeś?
-Na mózg ci padło!- wow, nareszcie zaskoczył.
-Czyli jednak żyjesz!- popatrzył na mnie jakby chciał mnie zabić.- Może jakiś horror?
-Zawsze oglądamy horrory, co powiecie na jakąś komedie romantyczną?- wtrąciła się Olivia, no co usłyszała jęki niezadowolenia.
-Więc zadecydowane, horror.- film, który niby miałbyć horrorem nie był straszny, ale to przecież nieważne szczegóły.
-Nudne to było.- stwierdził Eric.
-A najnudniejsze było w momecie, kiedy się prawie ze strachu posikałeś na najmniej strasznym momencie.- uwielbiam takie sytuacje. Z Erica można się tak fajnie pośmiać.
-Nie kłam, sama pewnie też się bałaś tylko się nie chcesz przyznać.- prychnęłam, za kogo on mnie ma.
-Jak w przedszkolu....- Luke wyszedł z pokoju. Nie dziwię mu się... ja z Ericiem się "kłocimy", Liv i Martin się miziają na kanapie.
-Luke!- chłopak został zawołany przez blondyna.
-Co znowu?- wrócił do pokoju.
-Mam pytanie...- jak widać Eric nie spieszy się przez co jeszcze bardziej go rozłościł.- Czy ty jesteś obraziłeś się?
-Nie... a czemu pytasz?- był zdziwiony pytaniem.
-Jakoś dziwny ostatnio jesteś... masz okres?- spytał blondyn, przez co Luke zrobił się cały czerwony. No i skończyło się tym, że zaczęli się "bić" ze sobą.

Carmen POV.

Usłyszałam czyjś krzyk dobiegający ze strychu. Weszłam cicho po schodach i zauważyłam, że drzwi do tego dziwnego pokoju są otwarte. Zajrzałam tam. Okazało się, że na dole stoi moja matka z jakąś dziewczyną, która mogła być starsza ode mnie jakieś 5 max 10 lat.
-Mogę wiedzieć co się tutaj dzieje?- spojrzałam na ich zaskoczone twarze.
-Czyli nadszedł ten dzień...- dziewczyna spojrzała na matkę i kiwnęła potwierdzająco głową. O co im chodzi? Jaki dzień i czemu ten tekst brzmiał jak wyciągnięty z telenoweli?
***
Hej Kochani!
Oto rozdział 3... Moim zdaniem jest nudny... Mam nadzieje, że jednak wam się spodoba. Przepraszam za wszystkie błedy. Dziękuje za komentarze!
Do nexta!
Edzia

2 komentarze:

  1. Uuu... Robi się ciekawie! +nie cierpię jak ktoś kończy w takim momencie, więc streszczaj się z pisaniem nexta :) KC TwKcSis

    OdpowiedzUsuń
  2. Super !
    Nie spodziewałam się takiego zakończenia :D Nie mogę się doczekać nn !
    Jestem niecierpliwa, a pamiętaj że wiem gdzie mieszkasz ! Błahahhhahaha :♥
    Ami ♥

    OdpowiedzUsuń