Carmen POV.
Zdziwił mnie ten telefon, ale szybko zaczęłam zbierać rzeczy potrzebne do wyjścia. Schodziłam schodami kiedy ktoś do mnie zadzwonił. Bez patrzenia kto to odebrałam.-Halo?- spytałam.
-Musisz mi pomóc... Chodzi o Olivie- usłyszałam głos Luke'a co mnie zdziwiło.
-O! To teraz jednak jestem potrzebna?! Szybko zmieniasz zdanie.- powiedziałam wkurzona. Niech się zdecyduję, albo nie chce mnie widzieć, albo potrzebuje mojej pomocy.
-Nie ma na to czasu. Proszę...- mówił błagalnym głosem. Ja siedziałam już w moim samochodzie.
-Zaraz będę.- mruknęłam i się rozłączyłam. Po niecałych 2 minutach byłam na miejscu. Weszłam do środka bez pukania. W salonie siedział zdenerwowany Luke.- O co chodzi?
-Chodź.- pociągnął mnie w kierunku pokoju Liv. Drżącymi rękami podał mi kartkę. Spojrzałam na niego miał w oczach łzy. Usiadłam koło na łóżku, on już dawno tam siedział.
Przepraszam... Wiem, że gdybym wam o tym powiedziała nigdy nie pozwolilibyście mi na to. Jednak ja muszę to zrobić. Czemu się spakowałam i wyjechałam?! Nie umiem powiedzieć. Może dlatego, że sobie nie radzę. Najpierw zerwanie z chłopakiem, potem podejrzewanie Vick o morderstwo i jeszcze kłótnia z Carmen. Trochę tego za dużo. Muszę poskładać myśli. Dowiedzieć się co teraz. Nie martwcie się o mnie. Wrócę kiedy będę na to gotowa. Nie szukajcie mnie, bo nie warto. Przepraszam... Wasza Liv :*
Spojrzałam zdziwiona na Luke'a szukając u niego potwierdzenia, że to prawda. On tylko potaknął. Rozejrzałam się po pokoju. Pełno rzeczy zniknęło. To też przeze mnie wyjechała. Dlaczego ja muszę zawsze wszystko zepsuć?! Z oczu wypłynęły nie chciane łzy. Szybko je wytarłam, ale za nimi zjawiły się nastẹpne. Pewnie siedzielibyśmy tak jeszcze długo gdyby z odrętwienia nie wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu.
-Halo?- spytałam opanowując drżenie głosu.
-Gdzie ty jesteś?! Miałaś być za chwilę, a minęło pół godziny!- usłyszałam głos Zack'a, który był wściekły.
-Przepraszam, ale coś mi wypadło i nie mogę przyjechać.- nie wiem czy przed moim rozłączeniem się nie usłyszał wybuchu płaczu, który właśnie miał miejsce. Czułam w sobie, że coś wywierca mi tam wielką dziurę. Dręczyło mnie poczucie winy. To też przeze mnie Olivia wyjechała. Spojrzałam na bruneta siedzącego obok. Próbował to ukryć, ale też płakał. Przytuliłam go. Nie wiem czemu, poczułam w sobie impuls i to zrobiłam. Kiedy się odsunęliśmy od siebie miedzy nami była cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć. W głębi serca mam nadzieje, że uda się to wszystko naprawić, albo chociaż cofnąć czas do grudnia zeszłego roku, kiedy ona żyła. Jednak czasu się nie cofnie, ale dalej można wszystko naprawić. Wybrałam numer telefonu Liv i nacisnęłam zieloną słuchawkę na wyświetlaczu. Pierwszy sygnał... Drugi... Trzeci... Czwarty... Piąty... Poczta głosowa. Nic nie nagrałam, bo po co, nawet nie wiem co miałabym powiedzieć. Mam dziwną ochotę rzucić tym telefonem w ścianę. Nie zrobiłam tego jednak. W głowie pustka. Co teraz?
Usłyszałam, że ktoś idzie po schodach. Prawdopodobnie to Eric. Przeszedł koło drzwi. Pewnie nawet nie wie, że Olivia wyjechała.
Olivia POV.
Obejrzałam się dookoła. Na tym włoskim lotnisku było bardzo dużo osób. Czemu Włochy?! Nie wiem. Może, dlatego że to piękny kraj, albo przez moją rodzinę tutaj. Zabrałam walizkę i ruszyłam w poszukiwaniu taksówki. Kiedy znalazłam wolną podałam mu adres mojej ciotki. O tej porze na ulicach Florencji był duży ruch. Staliśmy przez godzinę w korku, ale w końcu udało się dojechać na obrzeża tego pięknego miasta. Zapukałam do drzwi domu jednorodzinnego w renesansowym stylu. Otworzyła mi starsza kobieta. Przypomina mi moją mamę, ale ona ma blond włosy.-Nie wierze!- krzyknęła zdziwiona.
-Ciao!- uśmiechnęłam się do niej serdecznie.
-Co ty tu robisz? Matko, co ja robię. Wchodź kochana.- po chwili ja już stałam w kuchni.
-Postanowiłam was odwiedzić. Chciałam też trochę odpocząć, bo mam kilka problemów, które muszę przemyśleć.
-Miło, że wybrałaś akurat to miejsce. Dawno tu nie byłaś. Coś do picia?- spytała
-Masz sok pomarańczowy?
-Oczywiście.- po chwili przede mną stała szklanka soku.- Na ile chcesz zostać?
-Nie wiem, ale mam nadzieje, że wytrzymasz ze mną te kilkanaście dni.- uśmiechnęłam się do mnie serdecznie. Moja ciocia od kilku lat jest samotna. Mój wujek zostawił ją dla innej, młodszej. Spojrzałam na tą radosną kobietę.
-Chodź, pokaże ci pokój. Pewnie ci się spodoba.- uśmiechnęła się do mnie. Weszłyśmy schodami na góre. Otworzyła drzwi do ostatniego pokoju po lewej.- Wiesz, gdzie jest łazienka?
-Tak.
-Jak już się rozpakujesz to zejdź na dół.- odpuściła pokój. Obejrzałam go. Ściany są wrzosowe. Nad łóżkiem jest duże okna, z którego widać ogród. Naprzeciwko jest komoda i regał z włoskimi książkami. Jest też biurko z jasnego drewna. Sięgnęłam do walizki i zaczęłam przekładać z niej ubrania do komody. W tym momencie ktoś do mnie zadzwonił. To Carmen... Pewnie już wie. Nie odebrałam.
Schodząc na dół usłyszałam głos ciotki i mojej kuzynki. Weszłam do salonu. Siedziała tam dwudziestopięcio latka o oliwkowej cerze i czarnych włosach związanych w koka. Miała zrobione kreski oraz usta pomalowane na czerwono. Ubrana w bluzkę na ramiączkach z napisem Ciao! oraz ciemne jeansy. Do tego krótkie kozaki na wysokim obcasie.
-Ciao Olivia!- uśmiechnęła się do mnie wstając, by mnie przytulić.
-Come stai? (Jak się czujesz?)- spytałam spoglądając na nią.
-Bene, e tu? (Dobrze, a ty?)-
spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
-Non c'e male. (Nie jest źle)- nasza krótka rozmowa po włosku została przerwana przez jej telefon.
-Scuzi. (Przepraszam)- powiedziała wychodząc z pokoju. Spojrzałam w kierunku ciotki.
-Masz piękny włoski akcent.- powiedziała śpiewnym głosem.
-Nie przesadzaj.
-Ja prawde mówie. Jak ktoś na codziennie mówi po angielsku to trudno o piękny akcent.- zaśmiała się.- Jak ci się podoba pokój?
-Bello! (Piękny!)
Carmen POV.
Spojrzałam na pustą ławkę, gdzie zwykle siedziała Olivia i Vicky. Jeszcze kilka minut i mamy ferie. Od wydarzenia w poniedziałek nie gadałam z Luke'm. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Jeszcze 5 minut. Na szczęście odwołali nam ostatnią lekcje, bo bym tutaj nie wytrzymała.Dzwonek. Nareszcie wolność. Szybkim krokiem doszłam do szafki. Wrzuciłam tam niepotrzebne książki. Wyszłam ze szkoły i wsiadłam do samochodu. Jechałam bardzo szybko, więc po chwili byłam pod domem. Przez cały tydzień siedziałam w domu. Całe ferie muszę spędzić nad nauką jeśli chce zdać do następnej klasy. Pomimo próśb przestałam się interesować sprawą. Zeszło to na drugi plan. W kuchni siedziała matka z Dianą. Dawno ich nie widziałam. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej sok. Niestety nie udało mi się stamtąd wyjść bez pytań.
-Co robisz w ferie?- spytała moja matka.
-Nadrabiam lekcje. Może tego nie wiesz, ale nie mam zamiaru powtarzać roku.- wyszłam z pokoju urywając rozmowę. Wbiegłam po schodach. W pokoju panował wielki nie ład. Na łóżku, podłodze i w innych miejscach były nuty oraz różne podręczniki. Szybkim ruchem zgarnęłam wszystko z łóżka. Usiadłam tam mając nadzieje na chwile spokoju. Jednak ta nie została mi dana.
-Carmen, muszę ci coś powiedzieć.- usłyszałam głos mojej matki.
-To mów.- mruknęłam w jej stronę.
-Chodzi o to, że ja z twoim ojcem zdecydowaliśmy, że na ferie pojedziesz do babci na wieś.- powiedziała na jednym wdechu.
-Przecież wiesz, że nie lubię tam jeździć i mam dużo nauki.- powiedziałam wciąż mając nadzieje, że zmieni zdanie.
-Wiem kochanie, ale nie zmienimy zdania.- po tych słowach chciała wyjść, ale jeszcze się odwróciła.- Spakuj się jutro rano ojciec cie zawiezie.- zostawiła mnie samą. Chwyciłam coś co leżało pod moją ręką i rzuciłam w ścianę na przeciwko. Dopiero po chwili zauważyłam, że to był telefon. Trudno...
Zaczęłam zbierać wszystkie nuty i podręczniki, z których muszę się uczyć. Wrzuciłam je do plecaka, włożyłam tam też laptopa. Następnie otworzyłam szafę i wyjęłam jakieś ciuchy. Spojrzałam na walizkę pełną ubrań. Nagle usłyszałam, że ktoś do mnie dzwoni. Podniosłam telefonie stłuczoną szybką oraz klapkę na tył. Spojrzałam na numer. Westchnęłam głośno i odebrałam.
-Halo?- spytałam.
-Co robisz wieczorem?- usłyszałam głos Davida.
-Śpie.- burknęłam.- A jutro wyjeżdżam na wieś do babci.- powiedziałam wyprzedzając następne pytanie.
-Aha... Rodzice?
-Tak. Kończe. Pa.- rozłączyłam się nie czekając na jego odpowiedź.
__________
Obudził mnie dźwięk budzika. Wstałam bez ociągania się. Wzięłam legginsy i bluzkę. W łazience przebrałam się, ogarnęłam włosy i zrobiłam sobie kreski. Na dole założyłam buty i wyszłam pobiegać. Pogoda jest beznadziejna. Zimno, niebo zachmurzone i wszędzie błoto. Włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam Uncover, którą śpiewa Zara Larsson. Ruszyłam w kierunku parku. Nie patrzyłam przed siebie. Co się źle skończyło. Nagle na kogoś wpadłam.
***
Hej!
Na początku chce przeprosić, że taki krótki i beznadziejny, ale dopadł mnie bark weny przez co tak zepsułam ten rozdział :(
Mam nadzieje, że będzie więcej komentarzy, ponieważ trochę mi smutno, bo mam 5 obserwatorów, a po 2 max. 3 komentarze.
Z góry dziękuje za wszystkie komentarze i przypominam o ankiecie.
Wasza Edzia :*
Bark weny!! Hahahaha!! Dobra jesteś! :)
OdpowiedzUsuńTak po za tym fajny rozdział. Na kogóż ona wpadła? Czekam na nexta :)
Rozdział nie jest krótki, a nawet gdyby był - nie liczy się długość, a treść !
OdpowiedzUsuńNo i na dobre wciągnęłaś mnie w tego bloga ! *-*
"Nagle na kogoś wpadłam." Jak mogłaś tak skończyć ?!
Teraz cały czas będzie mi to chodzić po głowie !
Poza tym boski rozdział ! :*
Ami ♥
this-is-my-life-brooklyn.blogspot.com