środa, 12 lutego 2014

Chapter 6

Carmen POV.

Nareszcie piątek. Weendu początek. Dzisiaj przyjdą dziewczyny, mam wątpliwości, czy to piżama party się uda... Lekcje angielskiego są jak zwykle nudne, ale cóż trzeba wiedzieć kto napisał Romeo i Julia, itp.
Wf. Jeden znienawidzony przez, niektórych przedmiot. Ja jako jedna z niewielu go lubię, szczególnie kiedy jest siatkówka jak dzisiaj. Podzielili nas na cztery składy po sześć osób. Jak zwykle muszę trafić na Hannah- największą zołzę w szkole. Nie licząc mnie, oczywiście. Jednak dzisiaj jest bez koleżaneczek... na ich widok wszyscy rzygają tęczą. W drużynie jest jeszcze Cassy- przyjaciółka Liv. Reszty dziewczyn nie znam z imienia. Mecz gramy do 15 punktów, żeby zdążyć zagrać więcej niż jeden.
Plastyka- mój ulubiony przedmiot. Dzisiaj malujemy krajobrazy według własnych wizji. Nikt nic nam nie narzuca. Namalowałam łąkę z kwiatami, a w tle było morze. Na niebie szaleje burza. Wszyscy patrzą na to co kto maluję. Widzę, że inni malują spokojne, wesołe obrazki, jakby nie mieli żadnych problemów. Zawsze uważałam, że w obrazie można najlepiej wyrazić siebie.
Historia- nikt nie słucha produkującej się na marne pani Dalin. Ona jednak nie widzi tego, ponieważ jest teraz w swoim świecie.
W końcu ostatnia lekcja- informatyka. Na tej lekcji mamy luz, ponieważ pan "musi" zrobić coś ważnego jak na każdej lekcji. Prawda jest taka, że nie chce mu się użerać z naszą klasą, więc daje nam wolne. 
Z zamyślenia wyrwała mnie wibracja telefonu. SMS. Nie wiem od kogo, ale spodziewam się jak gorszego. Jednak to tylko David, a może aż David.

Co dzisiaj robisz?

Zerknęłam jeszcze raz na nadawce. David. Nic mi się nie przewidziało. Pierwszą myślą było, że to może być ten psychopata.

Mam piżama party z Olivią i Vicky. Wstęp tylko dla dziewczyn. :P

Teraz już nie będzie się głupio pytał, czy może przyjść. Dostałam kolejnego SMS-a. Tym razem jakiś numer, którego nie mam w kontaktach.

Wiesz, zadzwonił do mnie jakiś gościu i mi powiedział, żebym się z tobą pożegnała, bo masz mało czasu czy coś w tym stylu. Możesz mi wyjaśnić o co chodzi?
Diana

Po pierwsze: skąd ona ma mój numer? Po drugie: co ją to obchodzi?! Tylko się wtrąca w innych życie z tego co słyszałaś szybko odtrąca przyjaciół. Nie chce zwierzać się osobą, których nie znam. 

Po pierwsze nie wtrącaj się w moje życie, a po drugie to nie jest rozmowa na telefon i z osobami, których się nie zna. Takie jedno pytanie: skąd masz mój numer?

Po chwili dostałam odpowiedź.

Od naszej kochanej mamusi. Skoro to nie rozmowa na telefon, to kiedy mi to wszystko wyjaśnisz?

Co ona się uparła z tym wyjaśnianiem?! To nie jest jej potrzebne do życia. Trzeba coś odpisać, coś co jej pokaże, że nie mam ochoty z nią o tym gadać. 

Przepraszam, ale nie mam czasu. Może tak za 10 lat Ci to wyjaśnię. Choć czekaj... mogę wtedy nie żyć.

Teraz jest chwila spokoju na odpisanie Davidowi, który napisał:

Oj tam, oj tam. I tak wpadam, bo jakby mogła być impreza beze mnie...

Ja: Jakoś dzisiaj będzie xx

Do końca lekcji nie dostałam odpowiedzi. Podbiegłam do dziewczyn, niestety szła z nimi Cassy.
-O której mam po was przyjść?
-Ok. 17... Zaprosiłaś kogoś jeszcze?-Olivia jak zwykle zorganizowana
-Jeśli chcecie, to mogę kogoś zaprosić.
-To twój wybór.- w tym momencie Vick się przewróciła przez Hannah i jej koleżaneczki.
-Uważaj jak chodzisz!- Vicky się wkurzyła.
-I mówi to największa oferma na świecie.- jej sztuczne, jak ona, tło zaczęło chichotać.
-A to mówi największy plastik na świecie.- wtrąciłam się, ponieważ zawsze jak stoimy koło siebie z Hannah musi wybuchnąć kłótnia, a ja lubię trzymać się tradycji.
-Carmi jakaś ty głupia, nie dość że kolegujesz się z tym...- wskazała na trzy dziewczyny- to jeszcze nie masz ani odrobiny gustu.
-I kto tu nie ma gustu... Zadajesz się z największymi plotkarami w szkole, a potem się dziwisz, że jest o tobie tyle plotek. A na dodatek chodzisz z największym debilem w szkole.
-Dalej nie rozumiem czemu Ashley zadawała się z tobą, skoro mogła mieć każdego na przyjaciela- na te słowa ogień gniewu wlał się we mnie.
-Przyjaźniła się ze mną, bo ona umiała docenić prawdziwą przyjaźń.
-Przyjaźń z tobą to jak przyjaźń z butem.- zaczęła się śmiać z własnego żartu i poszła ze swoim tłem. My też wyszłyśmy ze szkoły. Wtedy podszedł do mnie chłopak Hannah.
-Mówiłaś coś o mnie?!
-Pytanie retoryczne. Skoro Hannah.
powiedziała już, że jesteś największym debilem w szkole, to weź się postaraj nie go udajesz znowu.- w tym momencie chciał mnie uderzyć, ale czyjaś ręka go powstrzymała.
-Nie wiesz, że dziewczyn się nie bije?-usłyszałam znajomy głos.
-Wielki obrońca kobiet się znalazł-powiedziałam i spojrzałam na Luke'a- Ja nie potrzebuję pomocy, umiem się bronić przed takimi debilami SAMA- powiedziałam z szczególnym naciskiem na ostatnie słowo. Podeszłam do mojego auta, gdzie stał David.
-Widzę, że masz nowych obrońców przed debilami...
-Taki obrońca, że wczoraj musiałam mu pomagać jak mu krew z nosa leciała, gdy oberwał od swojego przyjaciela.- uśmiechnęłam się- Muszę już jechać.- pocałowałam go w policzek na pożegnanie i wsiadłam do samochodu.
-To do zobaczenia!- uśmiechnął się na pożegnanie, a ja już wyjeżdżałam z parkingu. Docisnęłam gazu, jechałam jakieś 150 km/h. Dojechałam do domu w jakieś 5 minut. Teraz trzeba trochę się ogarnąć. Szybko "posprzątałam dom" i poszłam na jakieś zakupy. W końcu trzeba mieć jakieś przekąski. Kiedy wróciłam zostało mi jakieś pół godziny. Postanowiłam się umyć. Wzięłam pierwsze z brzegu ciuchy, kurtkę i już szłam po Liv i Vick.Pod ich domem stał Martin z naburmuszoną miną.
-Lepszej zabawy nie masz niż marznięcie na dworze?!-popatrzyłam na chłopaka
-To nie twój problem.- nie skomentowałam tego i weszłam do środka.- Hej!- wrzasnęłam na cały dom, a już po chwili na dole były dziewczyny z torbami.
-Idziemy?- spytała ubrana już Olivia
-Tak, wolicie krótszą czy dłuższą trasę?
-Krótszą.- odpowiedziały zgodnie. Po drodze gadałyśmy o szkole (ludzie, wydarzenia, itp.). Kiedy weszłyśmy do mojego domu okazało się, że jest tam Diana. Niestety dziewczyny ją znają.
-O Diana!- zdziwiła się na jej widok Liv- Zaprosiłaś też ją?- zerknęła na mnie.
-Nie zapraszałam jej tutaj, sama przyszła.- starałam się brzmieć beztrosko, ale nie jestem pewna czy mi wyszło.
-Nie rozumiem...- oczy Olivii i Victori były zwrócone w moją strone
-Matka powiedziała, że skoro Diana jest "moją" siostrą to powinna mieć kluczę do naszego domu...
-To Diana jest twoją siostrą?!- jeszcze większe zdziwienie na twarzach dziewczyn.
-Mogę wiedzieć po ci tu przyszłaś. Wiedziałaś, że bedę tylko ja.
-Wyjaśnisz mi o co chodzi z tym gościem, który do mnie zadzwonił.
-Mówiłam ci już, że to nie twoja sprawa i ci tego nie tłumaczę, bo w życiu ci się to nie przyda, a pomocy nie potrzebuję! A teraz wyjdź stąd!
-Mogę tu być...
-To nie jest twój dom i nigdy nie będzie póki ja żyję. Teraz jak kulturalny człowiem wyjdziesz.- powoli nie panowałam nad nerwami, dziewczyny tylko stały i nie wiedziały co o tym sądzić. Po dłuższej chwili Diana wyszła, a ja osunełam się na podłogę zalewająć się łzami. Liv starała się mnie uspokoić, nigdy nie sądziłam, że dojdzie do czegoś takiego. Nie mogę tak zepsuć tego wieczoru, nie chciałam im o tym opowiadać, ale teraz muszę. Łzy powoli przestały płynąć- czas na wyjaśnienia.
-Chodźcie- zaprowadziłam je do mojego pokoju, usiadłyśmy na łóżku.- Pewnie jesteście ciekawe o co chodzi...
-Jak nie chcesz to musisz nam o tym opowiadać- powiedziała za nie dwie Vicky.
-Trochę jednak należy się wam wyjaśnić. Może zrobimy tak: każda z nas powie kilka faktów o sobie. Kto zaczyna, moję będzie długie- uśmiechnęłam się lekko.
-To ja zacznę.- zgłosiła się Liv- moja mama i młodszy brat zginęli w wypadku, który tylko ja przeżyłam z naszej trójki. Ojciec wyszedł ponownie za moją teraźniejszą macochę- Isabell. Mam przyrodnie rodzeństwo. Z Vick poznałyśmy się przez przypadek. Wpadłyśmy na siebie w parku. Na początku kłótnie, a teraz przyjaźń. Z Martinem chodzę od roku, ale coraz bardziej mam wrażenie, że oddalamy się od siebie. Coraz częstsze kłótnie o nic...- w tym momencie łzy pojawiły się w jej oczach.-Ten dom, w którym mieszkamy należy do mojego ojca. Chyba nie mam już nic do powiedzenia. Vick teraz ty.
-Trafiłam do sierocińca jak miałam 10 lat. Cały czas moje koszmary to wspomnienia matki-ćpunki i ojca-alkoholika. Zostałam adoptowana przez ludzi, którzy nie mogli mieć własnych dzieci. Są kochani, zawsze traktowali mnie jakbym była ich prawdziwą córką. Mieszkałam tam, aż poznałam Liv. Potem wprowadziłam się do niej, mieszkali już tam inni i Marry, która w zeszył roku wyjechała. Kiedy wyprowadziłam się od tych ludzi, którzy mnie wychowali wpadłam w nieciekawe towarzystwo. Długo nie mogłam z tym skończyć...- chwila ciszy teraz moja kolej.
-Po śmierci Ash długo nie mogłam się pozbierać. Dalej mi trudno z tym żyć. Nie dawno się dowiedziałam, że mam siostrę. Okazało się, że moja matka została zgwałcona i zaszła w ciąże po czym oddała ją do adopcji. Nie dawno też dostałam SMS-a, że czeka mnie to ci Ash. Ostatnio powiedział, żebym czekała na telefon oznaczający śmierć. Najgorsze jest to, że tym kimś jest seryjny morderca, którego ściga mój ojciec. Całe życie się wali i nie ma nikogo, kto umiałby pomóc.- znów łzy, wszystkie trzy płaczemy, jak to nasze życie daje nam w kość. Nagle budzę się z otępienia. Jestem gotowa zrobić wszystko co się, żeby już nie płakać.- Czekajcie mam coś na poprawę humoru.
Godzinę później żadna nie pamiętała o problemach. Jesteśmy pijane i mamy jakieś odpały.
Po kilku godzinach kończymy siedząc przed telewizorem śmiejąc się z horrorów. Nie da się tego zrobić inaczej. Bitwa na poduszki. Zabawa trwa w najlepsze, kiedy nagle padamy ze zmęczenia. Niestety już myślimy coraz bardziej trzeźwo, a jest dopiero 3 w nocy. Problemy i rzeczywistość znów nas przytłacza, teraz jednak jest inaczej mamy siebie w każdej chwili możemy pomóc drugiej osobie, ale nie we wszystkim.
Budzi nas telefon na dole. Jest jakaś 12 może 13. Po chwili zbiegamy odebrać.
-Halo?- pytam rozbudzając się i włączając głośno mówiący.
-Twój czas mija. Jestem miłosierny i daję ci więcej czasu na cierpienie.- jeden głos psuje cały urok wczorajszej nocy. Dziewczyny patrzą na mnie pytająco.
-To ON.


Vicky POV.

-Jak to ON?!-zdziwiłam się.
-Normalnie, znów zadzwonił. Za każdym razem, kiedy ktoś dzwoni czuje jakby to był ostatni telefon, a teraz same słyszałyście co powiedział.- ten wieczór bardzo nas zbliżył, niby nic, ale jednak te zwierzenia Carmi... Jej życie obróciło się o 180 stopni. Jeden miesiąc. Sama nie miałam lekkiego życia, ale teraz powoli wszystko wraca do normy, a Carmen ma zupełnie na odwrót. Mimo, że nie jestem z tych co się nad kimś rozczulają i współczują każdemu na drodze, kto nie ma łatwego życia to czuję, że jej trzeba pomóc. Tylko jak?! Najtrudniejsze pytanie. Usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Carmen pobiegła otworzyć, my poszłyśmy za nią. Za drzwiami stała Diana.


***
Dodaję rozdział wcześniej, ponieważ miałam czas i wenę. Nie długo (za 2 dni) mam ferie, więc możliwe, że rozdziały będą częściej, ale pod jednym warunkiem. Warunek jest taki, że macie szczerze to komentować. Wszyscy co to czytają (mogą być anonimy) mają to skomentować. Ja nie wiem ile to osób czyta, a chciałabym wiedzieć ile i co o tym sądzicie. Każdy komentarz, nawet hejty to motywacja do dalszego pisania. Jedna prośba, czy możecie ją spełnić?!
Do nexta :*
Edzia

2 komentarze:

  1. Hahaha, ja to czytam i mi się podoba :) Napisałabym Ci coś jeszcze, ale nie wiem co, więc hmm... pisz szybko. TwKcSis <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam ;3
    Jak dla mnie rozdział świetny.
    Wiesz co ? Zauważyłam w twoich opowiadaniach, że zwykle jest tak, że są takie spokojne, a po chwili całkowicie mieniasz fabułę i ogólnie wszystko jest jeszcze ciekawsze niż wcześniej ♥ Widać, ze naprawę się trudzisz nad pisaniem tego bloga :♥ PS. Ten gif z Chrissy Costanzą - uroczy <3
    Ami ♥

    OdpowiedzUsuń