Menu

poniedziałek, 10 lutego 2014

Chapter 5

Luke POV.

Patrzyłem zdezorientowany na dziewczyny i czekałem na jakieś wyjaśnienia. Skąd one się znają?! Z Dianą przyjaźniłem się od dziecka i wiedziałem, że zawsze mogę na nią liczyć, ale Carmen... Znam ją od tygodnia, nic o niej nie wiem. Co te dwa różne światy łączy?!
-Powiecie  mi o co chodzi?- spytałem, po długiej chwili ciszy.
-Ooo! To moja kochana siostrzyczka ci nie powiedziała, że jestem jej nowym ulubionym członkiem rodziny?- Carmen jak zwykle się zgrywała, chyba coś nie zgrało miedzy nimi.
-Nie mówiła mi, bo nie wiedziała, że się znamy.- stwiedziłem, prawda jest taka, że nie zdążyła mi powiedzieć.
-To teraz wiesz... właśnie Liv i Vick są w domu?- przeszła na inny temat. Chyba miała to w swoim zwyczaju, bo zrobiła to płynnie, jakbyśmy cały czas rozmawiali na ten temat.
-Są, a może któraś z was powie mi jeszcze, czemu patrzycie na siebie, jakbyście chciały się zabić?- spytałem nietaktownie, ale po obu to spłynęło.
-Diana po prostu nie będzie nigdy moją siostrą, ponieważ moją jedyną siostrą była Ash i nic tego nie zmieni, a tym bardziej taka dziwka jak ona.- syknęła ostro, a kiedy skończyła po prostu poszła w stronę mojego domu. Popatrzyłem na Dianę, a ona stała z otwartą buzią i nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą stało.
-Słyszałeś ją?! Jak ona śmie nazywać mnie dziwką, skoro mnie nie zna! Nienawidzę jej! Czemu to ja muszę mieć takiego pecha!- Diana krzyczała na cały głos przez co wszyscy przechodnie obejrzeli się na nas i na odchodzącą Carmen, która nic sobie nie zrobiła z tego, że znajduję się w centrum uwagi.
-Uspokój się!- zwróciłem się do Diany, która już się trzęsła ze złości.
-Nie mów mi co mam robić!
-Jak ci coś nie pasuje to mogę sobie iść!
-To idź i możesz nie wracać!- po tych słowach odwróciłem się i odszedłem tak jak chciała. Przecież ja jej do niczego nie zmuszam. Przez przypadek dogoniłem Carmen.
-A ty co nie koło swojej wielkiej przyjaciółki?!- spytała z irytującym uśmiechem, jakby sytuacja z przed chwili nie miała miejsca.
-Nie, zepsułaś jej humor i kazała mi odejść. Teraz mam te nieprzyjemność iść z tobą.- odpowiedziałem jej w ten sam sposób, jaki zwracała się do mnie, arogancki.
-O! Widzisz jak my się dobrze dogadujemy, żadne z nas nie chce iść z osobą obok.- zaśmiala się złośliwie.
-Po co idziesz do dziewczyn?
-Ależ ty ciekawski! Już drugi raz mam okazje zobaczyć, jak twoja ciekawość zbliża cie małymi kroczkami do piekła.- zwinnie nie odpowiedziała na pytanie, które jej zadałem- Choć nie to już trzeci raz.
-Na prawdę to liczysz?
-A czemu nie? Zobaczymy do ilu dojdzie.- w tym momencie znaleźliśmy się przed moim domem.
-Czyli teraz mam rozumieć, że cie muszę wpuścić?
-Nie, zawsze możesz mi zamknąć drzwi przed nosem.- uśmiechnęła się ironicznie.
-Wchodź.- westchnąłem. Co jest z tą dziewczyną nie tak?
-Carmi co ty tu robisz? A ty Luke nie miałeś iść na spacer z Dianą?!- przy drzwiach dopadła nas Olivia, bombardując pytaniami.
-Miałem, ale ta osoba- wskazałem na Carmen- mi zmieniła plany.
-Nie moja wina, że dziewczyna nie umie panować nad nerwami.- powiedziała, kiedy zdjęła kurtkę.
-Vick! Carmen przyszła!
-Już idę!- te jak zwykle muszą się drzeć na cały dom, a na nas narzekają. Pomińmy fakt, że sam krzyczę, na cały głos jak czegoś potzrebuję. Ruszyłem w stronę kuchni i w tym momencie wpadła na mnie rozpędzona Vicky. Oboje wylądowaliśmy na ziemi.
-Następnym razem uważaj jak chodzisz!- powiedziałem, kiedy wstałem.
-Ja umiem chodzić w przeciwieństwie do ciebie! I następnym razem uważaj bardziej...- powiedziała i ruszyła w stronę dziewczyn. W kuchni siedział Martin z ponurą miną.
-Następny przymuł do kompletu?- spytałem chłopaka.
-Nie mam ochoty na żarty!- odpowiedział ponuro.
-A to może na zwierzenia?
-Odczepcie się ode mnie! Co was dzisiaj wzięło?! Wszyscy tylko jakieś wąty mają do mnie...
-Wyluzuj...
-Mam was dość!-powiedział i ruszył do wyjścia, ale przez moją wypowiedź zmienił zdanie.
-Uuu.... królewna się obraziła, czy może masz okres?- podszedł do mnie i po ludzku przywalił mi w twarz. Poczułem, że z nosa leci mi krew.
-Nas chwile nie ma, a ci już się biją.- Liv jak zwykle zachowuję się w takich sytuacjach poważnie... zbyt poważnie.
-Spoko to tylko krew leci mi z nosa.-próbowałem ją zniechęcić od dalszych działań.
-Ty Martin pójdziesz ze mną.- Vick pociągnęła chłopaka w stronę wyjścia
-Carmen poczekaj chwilę, ja wyjmę lód.- Carmen spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.
-Tak mi przykro, ale twoja twarz już nie jest taka piękna, jak kiedyś.-ta jak zwykle musi coś dodać od siebie.
-O nie! Chyba popełnię samobójstwo, czemu wszcyscy w tym samym momencie! -usłyszeliśmy dzwonek telefonu Olivii.
-Carmen masz ten lód. Ja muszę odebrać.- wyszła z kuchni zostawiając mnie z tym czymś przede mną. O dziwo podeszła do mnie i wręczyła mi lód bez słowa, a potem poszła po kilka chusteczek.
-Głowa w dół, chyba że chcesz, żeby ci wreszcie krew do mózgu doleciała. Tylko, że wtedy źle się to skończy.- zrobiłem to co mi kazała. Ona tylko zaczęła wycierać krew z mojej twarzy. Odległość miedzy nami była bardzo mała. Nie spodziewałem się, że ta dziewczyna potrafi być tak delikatna. Kiedy krwotok ustał wróciła Olivia.
-O! Widzę, że sobie poradziliście beze mnie.- powiedziała zadowolona, że choć jedną rzecz ma z głowy. Czasami się zastanawiam, czy ona nie jest moją matką, bo tak się zachowuje.

Carmen POV.

Cały ten bieg wydarzeń nie miał tak wyglądać. Nie chciałam po raz kolejny obrażać Diany, wiem to nie wyglądało tak jak miało wyglądać nasze trzecie spotkanie. Nie wiem po co tu przychodziłam. Wyszłam z kuchni i dołączyłam do Vicky.
-To po co przyszłaś?- spytała, zabrzmiało to trochę nie miło, ale pomińmy ten fakt.
-Chciałam się o coś zapytać ciebie i Olivii.- powiedziałam, a dziewczyna zrobiła coś czego się nie spodziewałam. Krzynęła na cały głos, czyli baaardzo głośno.
-Liv! Chodź tu!
-Chwila!- odkrzyknęła dziewczyna z kuchni.-No co chciałyście?- spytała, kiedy przyszła.
-Ponieważ ja muszę poćwiczyć z Vicky, a mogę tylko w piątek lub sobotę rano. Chciałam was obie zaprosić do mnie na jakieś piżama party.- bądźmy otwarci na nowe znajomości.
-Uuu... jakaś nowa Carmen?! Podmienili cie, kiedy?- powiedziała Olivia, na co się zaśmiałam.
-Mam to uznać za zgodę?
-Ja przyjdę- Vick się zaoferowała- może być ciekawie.
-Niech będzie, ja też. Ktoś musi was pilnować.- zaśmiałyśmy się, wiedząc, że ma na myśli sylwestra.- Przyjdziesz po nas czy mamy same błądzić?
-Przyjdę, a teraz lecę. Będę o 18. Pa!- szybko wrzuciłam na siebie kurtkę i wybiegłam z tamtego domu. 
Ledwo wyszłam, a już przeszedł mnie dreszcz, ktoś uparcie próbował przewiercić mnie wzrokiem. Ruszyłam w kierunku domu, ponieważ wierze, że to tylko złudzenie, ale to uczucie nie minęło. Caly czas ktoś za mną idzie. W końcu ja głupia się odwracam. Stoi tam jakiś chłopak ma kaptur na głowie i wysoko podwinięty szalik przez co nie widać jego twarzy. Podchodzi do mnie.
-Czekaj na telefon oznaczający śmierć.- powiedział głosem pełnym jadu i nienawiści, który przeszywa cie na wylot. Mam ochotę uciec, ale jednak stoję i nie mogę ruszyć się z miejsca.
-Po co mi to mówisz? Oj! Biedactwo myśli, że mnie przestraszy?!- spróbowałam zapanować nad drżeniem głosy. Pozory mylą, bałam się jak nigdy.
-Słonko, ja cie tylko uprzejmie informuję.- po tych słowach odchodzi, a ja dalej nie umiem ruszyć się z miejsca. Co to wszystko ma znaczyć?! Chyba nigdy tego nie zrozumiem...


Diana POV.

Szłam zła na wszystko. Czemu ja to powiedziałam Luke'owi?! On jest jedyną osobą, której mogę się zwierzyć i właśnie to spieprzyłam. Jaka jestem głupia... Z zamyślań wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu.
-Hej Słonko!-odezwał się zniekształcony komputerowo głos.
-Czego chcesz?
-Chciałem ci powiedzieć, żebyś powoli żegnała się z siostrzyczką. Jeszcze ci nie powiedziała, ale spotka ją kara za wiele rzeczy, które wyrządziła innym. Spotka ją to co jej przyjaciółkę. Nie wiele już jej zostało czasu...- po tych słowach usłyszałam sygnał oznaczający koniec rozmowy. Co?! Moja siostra ma zostać zamordowana?! Nie rozumiem pomysłów, niektórych osób, którzy robią sobie głupie żarty z takich tematów.


***
Hejka Kochani!
O to rozdział 5! W zakładce heroes dodałam Diane. Przy okazji Wam powiem, że ja tu jeszcze sporo namieszam :P
Mam nadzieje, że to moim zdaniem słabe opowiadanie, ale może Wam się podoba. Każdy ma inny gust. Pewnie się teraz zastanawiacie po co to pisze skoro mi się nie podoba. Otóż piszę to ponieważ chce w końcu napisać coś co się spodoba ludziom. To opowiadanie mam zamiar skończyć, nie jak inni. Chyba mnie rozumiecie, jeśli mi to opowiadanie wyjdzie to będzie mój mały sukces.
Dziękuję Wam za komentarze i obserwacje oraz wejścia. Jesteście kochani, że mnie tak wspieracie. Jeszcze raz dziękuje. Przepraszam za wszystkie błedy. Wasza Edzia<3 data-blogger-escaped-br=""> P.S. Sorki, że tam przynudzam na górze. :* Macie jeszcze focie.

3 komentarze:

  1. Łiii!!! Robi się mrocznie! Nie wiedziałam,że wciągniesz w to Dianę... I like it! Pisiaj, pisiaj :) TwKcSis <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Robi się coraz ciekawiej ! Pisz szybko następny bo tu czekam z niecierpliwością, a pamiętaj że nie jestem cierpliwa i wiem gdzie mieszasz, kochana :*
    Świetny rozdział !
    Ami☺

    OdpowiedzUsuń
  3. Coraz ciekawiej pisz szybko <3
    zapraszam do mnie http://ostatniechwile.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń