niedziela, 11 maja 2014

Chapter 16

Olivia POV.

Weszłam do łazienki. Spojrzałam na małe pomieszczenie. Usiadłam na zimnych kafelkach obok starej, brudnej wanny. Ostatnio moje życie się zmieniło... ale nie na lepsze tylko na gorsze. Szczerze mówiąc... Nie radze z tym sobie. Najpierw zerwanie z Martinem. Kocham go, a on tak po prostu mnie zostawił po roku bycia razem. Potem kłótnia z Carmen też nie pomogła. W czułam się zdradzona, gdy się dowiedziałam, że to przez nią aresztowano Vick. No właśnie jeszcze to aresztowanie i zamordowanie Vicky. Wszystko nasunęło się w jednym czasie i sprawiło, że nie mam ochoty na nic. Teraz jeszcze Carmen przyjechała do mnie i chce mnie zabrać do miejsca, gdzie to wszystko się wydarzyło... do miejsca, które kiedyś było moim domem... do miejsca, gdzie starałam się żyć normalnie. Nic z tych rzeczy, które chciałam osiągnąć uciekły gdzieś i nie pozwoliły mi je zrobić, a kiedy już je na chwile miałam one uciekły. Za dużo tego... Mam dość tego, że wszyscy patrzą na mnie z litością. Oni udają, że mnie rozumieją... Mówią tak by mnie pocieszyć. Myślą, że wiedzą czemu jestem załamana. Na prawdę nikt nie patrzy na to wszystko z mojej strony... Oni mówią "wszystko będzie dobrze", a sami w gorszych chwilach wiedzą, że to nie pomaga. Mam dość tego mojego bezsensownego życia...
Nagle przypomniało mi się, że widziałam tu starą maszynkę do golenia się. Wstałam i podniosłam przedmiot. Po chwili szarpania się z nią wyjęłam żyletkę. Przejechałam nią po palcu sprawdzając czy się nie stępiła. Z przecięcia poleciała krew. Znowu siadłam na tym samym miejscu co wcześniej. Przez chwile obracałam metalowy przedmiot. Z przypływem odwagi zrobiłam głębokie cięcie nad nadgarstkiem lewej ręki. Po ręce spływała mi czerwona ciecz, a w środku poczułam coś jakby ulgę. Powtórzyłam cięcie trochę wyżej. Kolejny strumień krwi spłynął mojej chudej dłoni na szaro-różowe kafelki. Zakręciło mi się w głowie, a przed sobą zobaczyłam jakieś czarne plamy, które po chwili mnie pochłonęły. Nie wiem co stało się dalej.

Carmen POV.

Spojrzałam na dziewczyne w kałuży krwi. Krzyknęłam z przerażenia. Nie wiem co mam robić. Usłyszałam szybkie kroki na schodach. Do łazienki wpadła ciotka Olivii. To co tu zobaczyła zaskoczyła ją tak jak mnie. Jednak ona ocknęła się szybciej niż ja. Wybrała numer i zaczęła rozmawiać po włosku z kimś po drugiej stronie. Spojrzała na mnie, kiedy się rozłączyła.
-Będą za ok.5 minut- powiedziała drżącym głosem. Szybko wyjęła apteczkę z szafki i owinęła rękę Liv bandarzem, który już po chwili zabarwił się na czerwono. Sygnał ambulansu zbliżył się do domu ciotki Liv. Zbiegłam na dół i otworzyłam ratownikom drzwi. Wysiliłam swój włoski na tyle by powiedzieć, że jest w łazience na górze. Ruszyli tam z noszami. Nie szłam za nimi nie chcąc im utrudniać pracy.
Zaczęłam się zastanawiać co się stało, że Olivia to zrobiła. Trochę w jej życiu się pozmieniało, ale chyba nie na tyle by chcieć się zabić...
-Carmen...- z zamyślenia wyrwał mnie głos ciotki Liv. Spojrzałam na kobietę. Miała czerwone oczy, a po policzkach dalej spływały nowe łzy.- Jadę z Olivią, napisze ci adres szpitala, do którego ją zawiozą. Weźmiesz sobie taksówkę, dobrze?- spojrzała na mnie wyczekująco. Nie mogąc z siebie wykrztusić prostego "OK" pokiwałam głową potwierdzając, że się zgadzam. Po chwili zostałam sama w domu. Mam teraz wrażenie, że ja też przyczyniłam się do próby samobójczej Olivii.
Nie wiem ile czasu siedziałam pusto patrząc się na ściane. Myśli plątały mi się w głowie. Z tego otępienia wyrwał mnie dźwięk SMS'a. Od nieznany numer. Otworzyłam i ujrzałam adres szpitalu, gdzie jest moja przyjaciółka. Zanim się jednak tam pojedzie muszę się trochę ogarnąć. Nie wyjdę do ludzi wyglądając jak upiór. Weszłam do łazienki i zmyłam rozmazany makijaż. Zadzwoniłam po taksówkę. Chwile czekałam, aż przyjedzie. Kiedy pojazd znalazł się pod domem, zamknęłam dom i podałam adres kierowcy. Był to starszy, łysy facet z tygodniowym zarostem. Wyglądał strasznie.
Szybko dojechaliśmy pod wejście szpitala. Zapłaciłam kierowcy i szybkim krokiem ruszyłam w stronę wejścia. Ledwo tam weszłam, a już ciotka Olivii zaciągnęła mnie do windy. Wcisnęła guzik. Kiedy drzwi windy się rozsunęły kobieta znalazła się na zewnątrz i skręciła w lewo. Dogoniłam ją dopiero przed salą, gdzie leżała Olivia. Nie wiem czy śpi czy jest nieprzytomna. Była przypięta do różnych kabli i innych urządzeń.
-Jak z nią?- spytałam załamującym się głosem kobiete stojącą obok.
-Lekarze mówili, że sytuacja jest stabilna, ale Olivia straciła dużo krwi...- po tych słowach wybuchła płaczem. Zaczęłam ją pocieszać. Po moich policzkach znowu zaczęły spływać łzy. W tych było trochę ulgi. Udało się przeżyje.
__________


Następnego dnia Olivia odzyskała przytomność, ale lekarze zabronili ją odwiedzać przez jej zły stan psychiczny. Przyszedł do niej psycholog i siedział u niej dwie godziny. Kiedy wyszedł minął bez słowa ciotkę Olivii, która chciała go o coś zapytać. Dziewczyna była blada i wychudzona. Nie była podobna do dziewczyny tryskającej szczęściem i radością każdego dnia. Jej oczy przestały błyszczeć i są teraz nie można z nich nic wyczytać oprócz bólu i strachu oraz rozczarowania. Cały dzień patrzyła w jeden punkt na ścianie tak by nie patrzeć na nas. Kilka razy wzięli ją na badania. Co jakiś czas dostarczana była nowa kroplówka. Około czwartej pozwolili nam ją odwiedzić. Cicho weszłam za ciotką dziewczyny.
-Skarbie, dlaczego to zrobiłaś?- ostrożnie spytała kobieta. Brunetka tylko na nią spojrzała.
-Nie wiem... Może dlatego, że nie mam siły na pójście dalej... Może przez to, że za długo czekałam na zmiane na lepsze, która nie nadchodziła... Powodów jest dużo...
-Ale żaden nie jest powodem, żebyś się zabijała.- splunęłam w jej stronę. Wiem, że Olivia jest w trudnym okresie, ale użalanie się nad sobą nic nie pomoże.
-Nie będę słuchać twoich kazań, bo nie wiesz co ja teraz przechodzę. Nie wiesz czemu zrobiłam to co zrobiłam. I to nie twój interes co ja robię...
-To jest mój interes jeśli chcesz się zabić!
-Wyjdź stąd! Nie chce cie tu widzieć! - warknęła w moją stronę, a zrobiłam to co kazała. Wyszłam z sali. W środku gotowałam się ze złości. Walnęłam pięścią w ścianę. Nie było to super mocno, ale pomogło, bo nie czułam już tak dużej złości.

Olivia POV.

Widziałam tylko ciemność, ale słyszałam różne dźwięki dookoła. Czyli się nie udało... Spróbowałam otworzyć oczy, ale się nie udało. Ponowiłam próbę kilka razy. W końcu mi się udało, ale od razu musiałam je zamknąć przez oślepiające światło. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do jasności zobaczyłam zniszczoną, szpitalną sale. Do moich rąk przyczepione były różne kable. Na twarzy miałam maskę, która ułatwiała mi oddychanie. Lekarz już stał obok mnie.
-Nazywam się Giovanii Muti i jestem twoim lekarzem prowadzącym. Odpowiedz mi na kilka pytań. Jak się nazywasz?- spojrzałam na niego, gdy on mówił do mnie po włosku.
-Olivia Green.- powiedziałam, a on zanotował coś na jakiejś kartce.
-Wiesz czemu tu jesteś?- spojrzałam na niego zdezoorientowana.
-Ponieważ chciałam się zabić przez wykrwawienie się.- odpowiedziałam spokojnym głosem, ale w środku  nie mogłam powstrzymać śmiechu. Chciałam się zabić, ale jestem taką ofiarą losy, że nawet to mi nie wychodzi.
-Dobrze. Niedługo przyjdzie do ciebie tutejszy psycholog.- po tych słowach wyszedł z sali notując coś na tej samej kartce co wcześniej. Podeszłam do mnie pielęgniarka i odpieła kilka kabli. Po około godzinie. Przynajmniej mi się wydawało, że minęła godzina. Przyszedł do mnie jakiś meżczyzna. Nie był ubrany jak lekarz, więc sądzę, że to ten psycholog co miał przyjść.
-Guido Gucci- psycholog. Przysłali mnie tu, żebym z tobą porozmawiał o tej twojej próbie samobójczej.- powiedział czytając coś na mojej karcie pacjęta. Przyjrzałam się mu. Wcześniej wyglądał na starszego, ale mógł mieć około 26 lat.- Chcesz się męczyć przez kilka spotkań czy będziemy normalnie gadać i zobaczymy czy jest ci potrzebna pomoc psychologa?
-Chyba wolę tą drugą opcje.- uśmiechnęłam się porozumiewawczo.
-Wiem, że nie jesteś stąd. Co cie skierowało by tu przyjechać tydzień przed feriami? Twoja ciocia mówiła, że już wtedy byłaś w depresji.- spojrzał na mnie przeszywająco swoimi brązowymi oczami rozsiadając się na krześle.
-Od początku?- spytałam.
-Od samego początku. Mamy czas.- uśmiechnął się wyczekująco.
-Zaczęło się w Nowy Rok. Przyszła do nas Carmen. Powinnam uprzedzić, że mieszkam z przyjaciółmi: Luke'em, Erickiem i mieszłałam z Martinem i Vicky. To właśnie Victoria przyprowadziła do nas blondynke czekającą przed salą. Znałam ją ze szkoły, chodzimy razem do klasy. Odkąd ona pojawiła się w moim życiu zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Carmen długo nie chodziła do szkoły przez śmierć jej najlepszej przyjaciółki. Została zamordowana przez seryjnego morderce, którego ściga jej ojciec. Dużo się zmieniło, zaczęłam też kłócić się z moim chłopakiem, którym był Martin. Któregoś dnia zauważyłam jak Martin patrzył na Vicky...- urwałam, żeby odkaszlnąć i opanować chęć płaczu.
-Chcesz chwile przerwy?- spytał Guido.
-Nie, mogę mówić dalej... Potem gadałam z Martinem. On potwierdził moje przypuszczenia, zerwaliśmy i wyrzuciłam go z domu, bo to dom mojego ojca. Zamknęłam się w pokoju, potem przyszła Carmen. Udawałyśmy pijane, a Eric jak zwylke, gdzieś wyszedł. Zaczęłyśmy go śledzić. Spotkał się z kimś w lesie. Kilka dni później FBI aresztowało Vicky za pomoc temu mordercy w zabiciu przyjaciółki Carmen. Mocno pokłóciłam się wtedy z Carmen, a mając tego dość wyjechałam tutaj. Wczoraj dowiedziałam się, że moja przyjaciółka została zamordowana w biurze FBI przez tego gościa, z którym niby współpracowała. Moja ciocia zadzwoniła do Carmen, żeby po mnie przyjechała i miałyśmy wrócić do domu. Kiedy ona przyjechała zachowywała się jakby nic nigdy się nie stało, a ja... Ja tak nie potrafiłam. Za dużo się zdarzyło w tak krótkim czasie...- spojrzałam na psychologa.- Zrozumiał pan z tego?- spytałam z nadzieją.
-Tak. Czyli wymień wszystkie rzeczy, przez które tu jesteś.
-Zerwanie z chłopakiem, kłotnia z Carmen, aresztowanie i zamordowanie Vicky...
-Mogę wiedzieć czemu pokłóciłaś się z Carmen?- patrzył na mnie wyczekująco.
-Powiedziała, że ona pomogła zdobyć dowody przeciwko Victorii oraz, że podejrzewają, że ktoś z naszej trójki: ja, Luke, Eric może być tym seryjnym mordercą...- kiedy to powiedziałam poczułam dziwną ulgę, ale dalej został ból.
-Chcesz na dziś skończyć?- spytał.
-Tak...
-To do zobaczenia.- powiedział Guido i wyszedł. Czyli będzie więcej spotkań...

***
Przepraszam, że rozdział tak późno, ale lepiej późno niż wcale, prawda? Wszystko przez brak czasu :(
Dziękuje za wszystkie komentarze i postaram się dodać rozdział w piątek.
Kocham Was :*
Edzia 

3 komentarze:

  1. Fajny i warto było czekać.
    Biedna Olivia nie uśmiercaj i jej proszę Cię. Ten psycholog to chyba będzie ciekawy wątek. Lubię takie rzeczy xd Ta wiem jestem dziwna, ale taka jestem. Livi zaczęła mnie przerażać, gdy chciała się zabić i to tak umyślnie. Przepraszam za bez senswony komentarz, ale nie mogę w ogóle poskładać się po tym rozdziale
    Czekam na nn
    # Zoey

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się ten rozdział, jak na mój gust dużo się w nim dzieje.
    Miło i lekko mi się go czytało.
    Również błagam, abyś oszczędziła biedną i poszkodowaną Olivie.
    Jednym słowem niesamowity rozdział <3
    Amanda

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm... i co ja mam Ci napisać? Może że mnie rozwaliłaś i nie wiem co myśleć? Tak szczerze to Liv jest biedna :(
    Nie wiem co jeszcze... Czekam na nexta :**
    TwKcSis

    OdpowiedzUsuń