Menu

wtorek, 11 marca 2014

Chapter 10

Carmen POV.

Wszyscy siedzą dookoła mnie, a ja próbuje udawać sen. Najgorszy jest ten przytłaczający smutek. Jeden moment zmienił cały plan na ten tydzień.
Na dworze szaleje burza, ale ja muszę jakoś dostać się do domu. Najchetniej nie szłabym tam skąd wracam, ale musiałam. Teraz... no właśnie co teraz?! Szłam zamyślona, gdy usłyszałam pisk opon. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam tą samą maskę, którą miał ON. Zaczęłam biec, mając nadzieje, że zdąrze. To był mój błąd. Dogonił mnie i zaciągnął mnie do samochodu zasłaniając mi usta bym nie mogła krzyczeć.
-Carmen słuchaj jak do ciebie mówie- matka próbowała zwrócić moją uwagę na siebie
-To ty słuchaj co teraz powiem. Wynocha wszyscy!- powiedziałam głosem ostrym i pełnym jadu. Wyszli wszyscy oprócz jednej osoby.- Ciebie też się to tyczy.
-Za dobrze cie znam, żeby stąd wyjść.- spojrzałam w jego brązowe oczy pełne bólu, przez co musiałam odwrócić wzrok.
-I właśnie to jest najważniejszy powód, żebyś stąd wyszedł.- powiedziałam głosej już nie przepełnionym jadem, a smutkiem.
-Nie. Skoro ty byłaś przy mnie to ja będę przy tobie.
-Ale ja to nie ty!- mój głos słychać było w całej sali, w której się znajdowałam.
-I to tu jest problem! Ponieważ ty musisz wszystko sama zrobić! Jesteś egoistką i to największą jaką znam! Czy ty chociaż przez chwile pomyślałaś jak oni przez ciebie cierpią?!- wskazał na drzwi, którymi wyszli- Nie! A wiesz czemu?! Bo myślisz tylko o sobie! Nie myślisz ile bólu zadajesz innym przez swój pieprzony egoizm!- ruszył do drzwi
-Wiem jestem wielką egoistką! Teraz ja spytam czy wiesz czemu?! Nie! Nikomu nie mówie o swoich problemach, dlatego że nie chce ich zadręczać tym! Wiem jak to cierpieć przez ukochaną osobę i nie myśl sobie, że ja nie cierpie wyrzucając ich stąd! Po prostu nie mogę patrzeć na ich i twój ból...- moje słowa zatrzymały go przez chwile, ale już otwierał drzwi, żeby wyjść- David... pro...proszę... zostań...- głos mi się łamał, płacz. Nie wiem co dzieje się wokół mnie. Siedze z głową schowaną w kolana i tylko użalam się nad sobą. Nagle poczułam, że ktoś siada na moim łóżku szpitalnym. Podniosłam głowę, on mnie przytulił. Jak zwykle ma racje... Płacze wtulona w niego.- Przepraszam- wyszeptałam cicho.
-Nie ma za co.
-Jest... I dziękuję.- spojrzałam mu w oczy
-Za co?- spytał zdziwiony.
-Za to, że jesteś...
-Zawszę będę.- uśmiechnął się do mnie, a ja go przytuliłam.
Zamknął drzwi od domu, który był ozdobiony moim grafity. Wrzucił  mnie, dosłownie wrzucił, do jakiegoś pokoju.
-Chcesz pewnie wiedzieć jaki mamy plan.- spojrzał na mnie
-Najprawdopodobniej jakiś łatwy, żebyś go nie spaprał, ale zaskocz mnie.- powiedziałam z pogardą w głosie, po chwili poczułam piekący ból policzka.
-Rzeczywiście plan jest łatwy. Torturować cię, że zapamiętasz to do końca życia, potem zostawić cie ty na pastwe losu. Twój telefon poczeka na ciebie przed zamkniętymi dzwiamy wyjściowymi. Zamknę je tym kluczem.- pokazał klucz, machając nim koło mojej nogi. Kopnęłam go w ręke, a klucz wleciał w dziurę w podłodze.
-Przyjdziemy jutro- powiedział ojciec po 10 minutach prawie normalnej rozmowie. Ledwo wyszli do sali wparowały dziewczyny: Diana, Olivia i Victoria. Jęknęłam cicho, czy oni nie mogą się odczepić i dać mi chwile spokoju.
-Wyjdzcie stąd.- burknęłam do nich udając senną.
-Czemu?
-Bo mam dość tego, że wszyscy użalają się nade mną. Nie lubie jak ktoś tak nachalnie chce pomóc. Nie lubie też gadać o moich problemach i nie mam humoru...
-A jak się czujesz po za tym?- spytała Liv
-A jak się mogę czuć?!- w tym momencie dostałam SMS-a.
Bądź miła :*
Uśmiechnęłam się pod nosem, co nie uszło uwage dziewczyn.
Nie chce mi się, wiec nie licz na to :P
Kolejna wiadomość od Davida wywołała napad śmiechu.
Czyli mój 5 minutowy monolog poszedł na marnę?! Następnym razem powiem, że jesteś egoistką i wyjdę xd
Dziewczyny czekały, aż się uspokoje, żeby spytać z czego się śmieje.
Na pierwsze pytanie sam sobie odpowiedziałeś xd
Jeśli chodzi o to, następnego razu nie będzie.... Chyba :*
-Z czego się śmiejesz?- spytała zdziwiona Vick
-Nie was interes.- uśmiechnęłam się pod nosem, a wzieła słuchawki i pokazałam, że wizyta skończona. Udało się wyszły i nareszcie mam chwile spokoju.
Obudziłam się i poczułam ból na całym ciele. Byłam głodna, ale wątpie, żebym dostała coś do jedzenia. Ta noc zostanie mu w pamięci do końca życia, a teraz muszę się stąd wydostać. W oknach kraty, drzwi zamknięte i nie umiem ich otworzyć. Wczorajszej nocy nie chce sobie przypominać. Z wielu ran dalej leci krew. Trzeba coś zrobić. Spróbowałam się ruszyć, ale nawet na jeden mały ruch nie miałam siły, a będzie coraz gorzej...
Obudziłam się z krzykiem na co przybiegła jakaś pielegniarka i zaczęła pytać o co chodzi. Jak odpowiedziałam, że to tylko sen wyszła. Jednak to nie był tylko sen, a raczej wspomnienie tej tortury, którą przeżyłam jakimś cudem.
Zasypiałam i budziłam się z coraz mniejszą ilością energi. Nie wiem ile dni tu jestem... Z każdym dniem coraz więcej krwi opuszczało mój organizm, nie wiem jakim cudem żyję. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Był niedaleko... tylko gdzie?! Zebrałam wszystkie siły i spróbowałam podejść, a raczej przesunąć się do drzwi. Udało się jedynie dojść do połowy trasy. No trudno spróbuję za chwile.
Po kiku próbach dotarłam do drzwi, te były otwarte. Za drzwiami były schody. Tylko nie to! Odwróciłam się w stronę drzwi i przez przypadek spadłam ze schodów. Niech mi ktoś pomoże... Nadzieja, zostałam mi tylko głupia nadzieja. Nagle zobaczyłam mój telefon leżał przy drzwiach. Ostatnimi siłami podeszłam do niego. Napisałam krótkie pomocy i film mi się urwał. Możliwe, że miałam nadzieje i myślałam o tym, że to koniec. Niestety obudziłam się w szpitalu...
Dni wyglądały tak samo. Najpierw przychodzili rodzice, potem dziewczyny, na końcu David. Pomimo upływu czasu wizytom towarzyszył ból, smutek, współczucie. Nie chciałam tego. Chce, żeby odpuścili zaczęli się śmiać z najprostszych żartów.
-Wypisujemy cie.- powiedział lekarz, podniosłam się i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Kiedy wyszłam ze szpitala zobaczyłam jak inni ludzie, gdzieś się spieszą. Mają swoje problemu równie lub mniej poważne jak mój. Spacer- brakowało mi tego. Idę powoli nie chce się spieszyć.
Dom był pusty i dobrze, chce być sama. Rzuciłam w kąt torbę i podeszłam do pianina. Zagrałam kilka nutek.
Wypuścili Cie dzisiaj?
Ojciec jak zwykle musi wiedzieć wszystko, zaraz będzie czy jestem bezpieczna w domu.
Tak, jestem w domu. Kiedy wracacie, bo chce wiedzieć ile czasu mam dla siebie.
Na odpowiedz musiałam trochę poczekać. Jednak nie przeszkadzało mi to. W domu panuje cisza, której już dawno nie miałam.
Późno, ponieważ dostałem zaproszenie na impreze w pracy. Jedna z większych spraw.
Bravo! Szkoda, że nie moją...
Szkoda, że nie tą...
Miłej zabawy...
Odłożyłam telefon nie sprawdzając odpowiedzi. Zaczęłam grać When you're gone. Uwielbiam tą piosenkę. Po chwili ktoś zadzwonił, zignorowałam go. W końcu mam dość i odbieram.
-Halo?
-Jak długo ignorowałaś telefon?
-Od początku jak tylko usłyszałam, że ktoś dzwoni.
-Czyli jak zwykle...
-Po co dzwonisz? Chyba wiem, chcesz wiedzieć, czy żyje, czy jestem bezpieczna, czy niczego nie potrzebuje... Tak potrzebuje czegoś. To się nazywa święty spokój i normalne życie.- słyszałam jak matka wzdycha.
-Dobrze... Pa. Miłego dnia.- rozłaczyła się. Ugh... Niech to się skończy... Zachowują się jakbym po raz pierwszy została sama w domu. Oni nie rozumieją, że pogarszają sprawe. Ktoś zadzwonił do drzwi-kolejna osoba, która będzie udawać, że jest OK. Otworzyłam drzwi. Zobaczyłam tego samego chłopaka, który mnie zmusił do bycia miłą. Nie czekając na nic zamknęłam drzwi. Niestety to jest upierdliwy człowiek, zadzwonił jeszcze raz.
-Nie ma mnie!- wrzasnęłam tak, żeby usłyszał wyraźnie każde słowo.
-Największy egoisto na świecie otwórz te drzwi.- powiedział tak bym to usłyszała. Uchyliłam lekko drzwi.
-Przykro mi, ale rodzice mi powtarzają, że nie wolno mi otwierać drzwi ludziom, których nie znam.- powiedziałam głosem małego dziecka oraz smutne oczki.
-A ja nie proszę o zaproszenie do środka tylko zabieram cie na spacer.
-Pan poczeka tutaj idę sie ogarnąć..- szybko wbiegłam do pokoju przebrałam, poprawiłam fryzurę i makijaż. Zeszłam na dół, gdzie David oglądał zdjęcia, które widział z milion razy.- Możemy już iść.
Poszliśmy do parku, gdzie jak na tak chłodny dzień było dużo ludzi. Zakochane pary, całe rodziny i pojedyncze osoby z psami. Ich widok przyprawiał mnie o mdłości.
-Jak się czujesz?- spytał chłopak, który szedł obok mnie, gratuluje odwagi, że jako pierwszy zakończył cisze trwającą od mojego domu.
-Nie chce o tym gadać.
-A o czym chcesz?
-O wszystkim byle nie miało powiązania ze mną.
-Piękną mamy dzisiaj pogode- uśmiechnął się, typowy temat by ciągnąć rozmowe.
-Zastanawiałeś się kiedyś jakby twoje życie wyglądało by gdybyś kogoś ważnego nigdy nie poznał.
-Nie filozofuj mi tu. I nie zastanawiałem się, bo nie mam po co.
-No tak ty masz mniej problemów na głowie niż ja.
-Tak, ale moim największym problem jesteś ty.- uśmiechnął się złośliwie.

Olivia POV.

Siedze sama w salonie. To chyba nie jest najlepszy pomysł, bo za dużo myśle. Obok mnie usiadł Luke.
-Co tak myślisz?- spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
-Odkąd pojawiła się Carmen cały mój świat się zmienił.- spojrzał na mnie zdziwiony
-Coś jeszcze cie gryzie... Tylko co?!- czy on musi być taki spostrzegawczy.
-Zauważyłam ostatnio, że Martin zaczął oglądać się za Vicky. Patrzy na nią tak jak kiedyś na mnie.- w moich oczach pojawiły się łzy, Luke przytulił mnie na pocieszenie. Znamy się od dawna i jest dla mnie jak brat, wiem, że przyjaźni się z Martinem, ale musiałam komuś to powiedzieć.
-Nie możesz mu powiedzieć, że widzisz w jaki sposób patrzy na Vick?
-Boje się, wtedy najprawdopodobniej będzie z nami koniec, a ja... ja go dalej kocham.- teraz nie potrafiłam zamaskować drżenia głosu, nie potrafiłam powstrzymać też łez. Luke wytarł moje policzki i zaciągnął do kuchni, gdzie był Martin.
-To teraz zostawie was samych, żebyście sobie porozmawiali.- miałam ochotę go za to zabić, on tylko puścił mi oczko i wyszedł.
-O czym on mówi?- Martin był zdziwiony.
-Może to tylko moje wyobrażenie, ale ostatnio widze, że jak patrzysz na Victorie to w twoich oczach jest... To spojrzenie przypomina mi to, którym patrzyłeś na mnie pół roku...t-temu...- spojrzał na mnie zdziwiony. Najpierw zdziwienie, potem próbował zrozumieć co przed chwilą powiedziałam. Otworzył usta, ale nic nie powiedział.
***
Hej Miśki!
Sorki za błedy- pisałam z telefonu.
Jak wam się podoba? Ja i moje mieszanie w akcji :*
Chciałam wam ogromnie podziękować za 1000 wejść! Jest mi tylko szkoda, że mam tylko 4 obserwatorów i tylko po 2 komentarze pod rozdziałem.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Do nexta :*
Edzia

2 komentarze:

  1. Lekko nie ogarnęłam akcji, ale rozdział fajny.
    Jak widzę postanowiłaś wprowadzić mały romansik! :P I like it!! ^^
    Dodaj szybko nexta, plizzz...
    TwKcSis

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubie jak się dużo dzieje ;333
    Miłość, miłość wszędzie ♥ ! O.O c(*-*c)
    Uwielbiam twojego bloga <33
    PS. Pseplasam za akcje w łazience, ale Madzia jest idiotką i musiała odrazu świrować i robić dużo aferę -,- ;___;
    Ami ♥
    this-is-my-life-brooklyn.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń